Potop



Wydarzenie odnotowane w religiach na wszystkich kontynentach. Azja, Europa, Australia czy Ameryka mają stare przekazy na temat kataklizmu, który spadł na Ziemię i zniszczył prawie całą ludzkość.  Ocaleni z potopu – czy to żydowski Noe, sumeryjski Ziusiudra czy indyjski Manu dali początek postawom nowego życia społecznego i ostrzegali przed kolejną katastrofą, która nieuchronnie musi nadejść.

Porównując wszystkie przekazy dotyczące potopu znajdziemy w nich kilka wspólnych cech: schronienie na łodzi, śmierć wszystkich pozostałych gatunków, początek nowego rodu ludzkiego i przekazy o strasznych i dramatycznych wydarzeniach. Przekazy  w formie ustnej czy też plastycznej, obrazującej kulę spadającą z nieba, rydwany śmierci schodzące z nieba czy siedmiogłowego smoka ziejącego ogniem. Ten ostatni obraz, zdaniem austriackiego geologa Alexandra Tollmanna sugeruje kometę, która po wejściu w ziemską atmosferę rozpadła się na siedem części uderzając w różne zakątki świata wywołując powodzie, trzęsienia ziemi i pochłaniając istnienia. Wywołując traumę i apokaliptyczne wizje na przyszłość. Wersja Tollmanna tłumaczyłaby istnienie opowieści o potopie na całym świecie a jednocześnie potwierdza globalną skalę katastrofy.

Wszystkie te wydarzenia miały miejsce około 10-12 tys. lat temu. Nie trwały długo, czego dowodem są nie strawione resztki pokarmu znalezione w szczątkach mamutów, porozrzucanych w różnych zakątkach świata. Przykładem raptownego przebiegu kataklizmu są także znalezione na tych samych pokładach warstw ekologicznych, skamieniałe szczątki innych zwierząt. Dowodzi to, że wszystkie zginęły mniej więcej w tym samym czasie. W Ameryce Północnej znaleziono zapadlisko z zastygłej lawy, które stało się grobem dla wielu gatunków zwierząt, i które zginęły także około 10 tys. lat p.n.e.
Przykładów można podawać wiele. Odnalezione fragmenty osady miejskiej na dnie Morza Czarnego czy też podwodne ruiny znajdujące się u wybrzeży Honaguni. Legendy mówią o zatopionej Atlantydzie czy mitycznej krainie Mu. Flawiusz sądził, że egipskie piramidy zbudowane były w celu uchronienia przed kataklizmem dziedzictwa poprzednich cywilizacji.

Sporo tajemnic dotyczy Morza Czarnego. Zebrane badania mówią o masowych zalaniach w tym rejonie, które doprowadziły do ogromnych zmian w środowisku.  Mały przesmyk łączący Morze Śródziemne z niecką otaczającą płytkie jezioro słodkowodne, zamienił się w ogromne rozlewisko dzisiejszego Morza Czarnego. Wody kataklizmu sięgały znacznie dalej, dochodziły do dzisiejszego Uzbekistanu i pozostały na tych terenach przez 2,5 tysiąca lat.

Pierwszą historię o potopie podawały źródła sumeryjskie. Najdokładniej opisany jest w biblijnej Księdze Rodzaju. Zdarzył się on podobno siedemnastego dnia w drugim miesiącu, co odpowiada w naszym kalendarzu przełamaniu października i listopada.

„W drugim miesiącu roku, siedemnastego dnia miesiąca, w tym właśnie dniu trysnęły z hukiem wszystkie źródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba; przez czterdzieści dni i przez czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię”

Czy obchodzone przez nas święto zmarłych czy też święto przodków jest echem tamtych wydarzeń? Wprawdzie dzisiaj ich celebracja ma inne powody, jednak już wcześniej święta te były obchodzone wśród wielu starożytnych kultur, jak chociażby w Egipcie, Peru, Meksyku czy Australii.  Meksykanie twierdzą, że właśnie w listopadzie świat został zniszczony przez wielki potop.

Jakkolwiek nie spojrzymy na temat potopu opisany w starych księgach czy to religijnych czy też na glinianych tabliczkach, nie możemy zaprzeczyć, że był. Pytanie dotyczy tylko jednego: czy opisywany w wielu kulturach kataklizm dotyczył jednego zdarzenia, które miało miejsce na Ziemi w tym samym czasie czy też są to opowieści o lokalnych katastrofach ekologicznych.

Sumeryjski przekaz mówi o planecie, która pojawiła się zbyt blisko Ziemi i spowodowała ogromne perturbacje w jej stabilności. Inne przekazy mówią o uderzających w Ziemię ognistych kulach.

Tak czy inaczej katastrofa przyszła z góry.

W obliczu dzisiejszej wiedzy znamy zagrożenia jakie mogą ponownie zniszczyć życie na Ziemi. Przy obecnym poziomie techniki jesteśmy w stanie zlokalizować miejsce uderzenia gdyby nadeszło kolejne zagrożenie z kosmosu.

I tylko tyle potrafimy zrobić, a potem możemy liczyć już tylko na cud.

Ale jedno jest pewne. Rola jaka ostatnio staje się udziałem mitów w odkrywaniu tajemnic życia na naszej planecie powoduje, że nie możemy już dłużej patrzeć z przymrużeniem oka na znajdujące się w starych przekazach informacje. Te informacje przedstawione może bardziej obrazowo i poetycko niż technicznie, pokazują nam, że przetaczające się przez naszą planetę kataklizmy wbiły w umysły Ziemian niepewność co do przyszłości, obawy o brak ciągłości kolejnych cywilizacji i strach przed następną katastrofą, której dramatyzm i ogrom wbije się na długie pokolenia w świadomość ludzi.

I jedyną rzeczą jaką będziemy mogli robić po kolejnej - to modlić się do wszystkiego co nas zaniepokoi z nadzieją, że ktoś tą modlitwę usłyszy i uchroni przed nieszczęściem. I będziemy robić to z taką żarliwością aż stanie się ten rytuał nieodłącznym elementem każdego dnia.

Dlaczego tak myślę?

Ponieważ nie zrobimy nic czego by nie zrobili wcześniej nasi przodkowie. Nie zachowamy się inaczej niż oni. I niczego mądrzejszego nie wymyślimy stojąc na gruzach tego co stanowiło kiedyś nasz dom.





.

Nazca



Pustynie mają swoje tajemnice. Zazwyczaj o ich zawartości dowiadujemy się przez przypadek. Albo zagubieni podróżnicy natrafiają na groty z pamiątkami po dawnych czasach, albo zdjęcia satelitarne pokazują dziwne obrysy, które sugerują istnienie skupisk ludzkich w przeszłości. O takim odkryciu poinformowała ostatnio NASA znajdując ślady zabudowań na południu Sahary libijskiej, na terenie, przez który nawet karawany nie przechodzą.

O ile w przypadku Sahary potrzebni będą śmiałkowie, mający dość zdrowia by kopać w piasku w ekstremalnych warunkach, o tyle są miejsca gdzie kopać nie trzeba ponieważ tajemnice znajdują w zasięgu wzroku i ręki.

Płaskowyż Nazca w Peru.

Jeden z wielu jakie znajdują się na Ziemi i jedyny, która rozpala emocje równe temperaturze panującej na niejednej pustyni. Jest wielką tajemnicą gdyż sugeruje, że starożytne plemię mieszkające na przełomie naszej ery dysponowało technologią i sprzętem do tworzenia precyzyjnych map i geolifów na kilkusetkilometrowej połaci ziemi tak, by widać je było z lotu ptaka.

Czemu miały służyć?

Zdania są podzielone: jedni mówią, że mogły to być systemy nawadniające albo szlaki pielgrzymów. Mogłyby być, ale dziwne to szlaki, które nakazują pielgrzymom chodzić w kółko gdy celu pielgrzymki brak.  

Są teorie, że linie były szlakami handlowymi, ale i to może być mało prawdopodobne ponieważ nie znaleziono aż takiej ilości osad na trasie by wymagało to budowy skomplikowanych dróg w kształcie zwierząt albo ptaków. I chociaż większość naukowców skłania się ku takim interpretacjom to jednak mogą one budzić zastrzeżenia, gdyż oznaczałoby to iż na terenie 15 mil znajdowało się kilkanaście niezależnych miejsc kultu lub osad handlowych. 

Jaką techniką były zrobione wzory z Nazca nikt nie wie i jedyną teorią, która wydaje się najbardziej prawdopodobna jest współudział w dziele tworzenia wysoko rozwiniętej cywilizacji. Patrząc z góry na architekturę terenu trudno nie zauważyć precyzji i doskonałych kształtów narysowanych figur. I trudno uwierzyć, że powstawały one bez konieczności oceny prac z dalekiej perspektywy.

Najbardziej popularna jest teoria, mówiąca, że wzory są największym obserwatorium astronomicznym na świecie, które pokazuje położenie gwiazd i ich orbitalny ruch. Współudział Obcych przy tworzeniu wzorów jest bardzo prawdopodobny i o ile kiedyś Obcymi nazywaliśmy tylko przybyszy z kosmosu – tak teraz pojawia się pytanie jak bardzo rozwinięta musiała być cywilizacja zamieszkująca ten teren na przełomie naszej ery, że tak bardzo nie pasuje do naszych schematów.

Zakładamy wciąż, że to właśnie my osiągnęliśmy najwyższy poziom rozwoju. Być może dzisiaj tak jest, ponieważ nie pojawiła się jeszcze dla nas żadna konkurencja. Ale to wcale nie oznacza, że dwa tysiące lat temu wszyscy żyli w lepiankach i padali na kolana słysząc dźwięk grzmotów nadchodzącej burzy. Jest zbyt dużo pytań dotyczących przeszłości, na które nauka albo nie chce odpowiedzieć, albo udaje że ich nie ma - jednocześnie ignorując lub wyśmiewając interpretacje.

Na pewno odpowiedzi mogłyby wywrócić dotychczasową wiedzę na temat pochodzenia człowieka. Teoria ciągłości rozwoju, którego nasza cywilizacja jest (przynajmniej do dzisiaj) ostatnim ogniwem, mogłaby zawalić się jak domek z kart. Mogłoby się okazać, że jedynym wspólnym ogniwem łączącym wszystkie znane cywilizacje na Ziemi jest tylko miejsce zamieszkania. A i to w różnych okresach czasu.

To co pozostało po starych cywilizacjach i fakt, że tak naprawdę nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie czemu te pozostałości miały służyć i jakim sposobem zostały zbudowane – świadczy tylko o tym, że nie jesteśmy najbardziej rozwiniętą cywilizacją na Ziemi ponieważ nie potrafimy na te pytania odpowiedzieć.

A tak naprawdę geolify z Nasca wcale nie muszą pokazywać położenia gwiazd wobec Ziemi. Może wcale nie są dla nas ważne. Przecież i tak z ziemi ich nie widać. Być może są informacją pozostawioną na Ziemi, która jak latarnia morska wskazuje w jakim kwadrancie Wszechświata mijający Ziemię statek się znajduje. 

W końcu nie jesteśmy sami we Wszechświecie.

______

A teraz zapraszam na wirtualną podróż po Nazca 
(kliknij w obrazek)



i odrobinę szaleństwa ;))




OBEJRZYJ:   Galeria zdjęć  oraz Filmy na You Tube

Dyskusja na ten temat: Salon 24





.

Nibiru


W maju 2011 roku astronomowie z NASA podali wiadomość, że odkryli nową klasę planet wielkości Jowisza, które samotnie poruszają się w przestrzeni kosmicznej z dala od światła pierwotnej gwiazdy. Uczeni podejrzewają, że są to pozostałości po wybuchu czy też rozwijających się systemach planetarnych, które wyrzucone zostały w przestrzeń kosmiczną na skutek silnego oddziaływania grawitacyjnego innych planet albo gwiazd.  Takie planety-sieroty są trudne do wykrycia, jednak teraz naukowcy doliczyli się dziesięciu sztuk (lub bardziej obrazowo - dziesięciu nowych Jowiszy) będących w odległości powyżej dziesięciu tysięcy j.a od Ziemi. 

I podobno znalezione dziesięć sztuk to wierzchołek góry lodowej.

Czy ma to wpływ na nas?

Dużo ostatnio się mówi o wzroście promieniowania kosmicznego na naszą planetę. Cząsteczki bombardujące naszą Ziemię są najprawdopodobniej rozpraszane przez wiatr słoneczny. Tezę tą potwierdzają badania wskazujące na wzrost promieniowania kosmicznego zawsze wraz z nasileniem wiatru słonecznego. A to oznacza, że nasz Solar System jest bombardowany z jakiegoś niewiadomego źródła. Czy jest to pozostałość po supernowej czy też ciemna materia będąca w otoczeniu Systemu Słonecznego – nie wiadomo.  Ale podobnie jak nasze możliwości wyczuwania obecności innej osoby w pobliżu, tak i naukowcy mają odczucie istnienia gigantycznego obiektu w kosmosie.

Już w grudniu 1983 roku tygodnik Washington Post opublikował informację, że wystrzelony satelita IRAS dostrzegł 80 mld kilometrów od Ziemi, zaraz za Plutonem, obiekt o wielkości Jowisza i tak naprawdę trudno przewidzieć co to jest, ale obecność w tak bliskiej odległości może kwalifikować obiekt do grona planet naszego Układu Słonecznego. Obecność  takiego obiektu może tłumaczyć odchylenia komet, które nadlatują z nieoczekiwanych kierunków. Jednak cały kłopot polega na tym tym, że nie można tego obiektu dostrzec. Prawdopodobnie ma ciemną powierzchnię i brak radiacji cieplnej, co czyni go trudnym do zlokalizowania.

Czy mógłby to być zatem brązowy karzeł?

A może gazowy gigant?

Gdyby takie odziaływanie pojawiło się w okolicach Ziemi – skutki byłyby katastrofalne.

Niedawno do mediów dostała się symulacja komputerowa przedstawiająca skutki przecięcia orbity nadchodzącego giganta dla naszego Układu Słonecznego.  Na symulacji widać, że spowodowałoby to wydłużenie orbity naszych planet, a co najbardziej interesujące znacznie wydłużyło czas okrążenia Słońca przez Ziemię. Proces zmian miałby rozpocząć się już w kwietniu tego roku, a skutki trwać będą kilka lat.

I już nic nie będzie takie same.



Spotkałam się z opinią, że jeżeli zagrożenie istniałoby naprawdę, to na pewno bylibyśmy poinformowani o nim. Z drugiej strony łatwo przewidzieć skutki społeczne takiej informacji… zanim zagrożenie zapukałoby do naszych drzwi sami pozabijalibyśmy się między sobą. Ale jeżeli ktokolwiek by przeżył spotkanie z niespodziewanym obiektem o tak wielkiej masie, to i tak zaczęlibyśmy od nowa albo pozostałoby nam malowanie rysunków w jaskiniach z nadzieją, że ktoś je kiedyś zobaczy. I być może wtedy zrozumiemy, że każdy przekaz pozostawiony przez poprzedników jest tylko informacją o dawnym życiu i ostrzeżeniem przed cyklicznymi katastrofami.

Jeszcze do grudnia będziemy słyszeć o zbliżającej się Nibiru,  Planecie X,  Leo, Tyche czy  Nemezis. O nadchodzącej zmianie, która niezależnie od tego czy przemieli naszą ziemię na amen czy też tylko uszczupli naszą liczebność na globie - niewątpliwie będzie początkiem nowego życia. Na pewno takie spotkanie z naturą stanie się dla nas kubłem zimnej wody i zastanowieniem czym jest życie i jak bardzo należy je szanować.

Niewątpliwie każdy z nas stanie wtedy oko w oko z własnym sumieniem i wtedy przerazi się tego co zobaczy. Może nie będzie już do śmiechu, ani nie będzie czasu na to by poczuć się lepszym, mądrzejszym i odważniejszym. Gdyż w obliczu ostatniego spotkania z rzeczywistością, jedyną rzeczą jaka zaprowadzi nas do drzwi niewiadomego będzie właśnie świadomość naszego życia i tego jak naprawdę je realizowaliśmy. Niezależnie od tego jak to sobie interpretowaliśmy.


.

Groty



Malowidła naskalne są czymś co wzbudza wzruszenie. Nie wiemy dokładnie kiedy powstały, w jakich okolicznościach i czy były opowieścią o ówczesnym życiu czy może wspomnieniem o tym co było i bezpowrotnie odeszło. Najwięcej malowideł jest w Europie chociaż nie brakuje ich na żadnym kontynencie. Najbardziej znane znajdują się we Francji w jaskini Chauvet i Lascaux.

Możemy zastanawiać się czy malarstwo jaskiniowe było tylko formą ozdabiania ścian, czy zapisem historii, „informatorem turystycznym” dla zbłąkanych podróżników czy też tylko zapisanymi symbolami mającymi przynieść szczęście. Spotykane są także rysunki przedstawiające postacie znane nam z mitologii greckiej i rzymskiej mimo tego, że znajdują się w innej części świata.

Najstarsze rysunki powstały ponad trzydzieści tysięcy lat temu. Pierwszy znaleziony rysunek nie znajdował się w jaskini, tylko na kości zwierzęcia z wyrytymi na niej dwiema sarnami. Chaotyczne poszukiwania i brak należnej ostrożności spowodowało, że część znalezionych w grotach figurek zwierząt czy rytów z podobiznami mamutów, koni i reniferów uległo zniszczeniu. Dopiero po odkryciu malowideł w Lascaux sztuka prehistoryczna doczekała się należnej ochrony. 

Zadziwiająca jest siła barw rysunków naskalnych, mimo upływu czasu i fakt, że mimo tego, że powstawały w ciemnych pomieszczeniach nie ma śladu ani po lampach ani po łuczywach kopcących. A jakby tego było mało, malowidła bardzo często znajdują się w miejscach o doskonałej akustyce i na sklepieniu jaskini.  Większość z malowideł ma bardzo duże rozmiary i wykonane są praktycznie "jednym pociągnięciem pędzla". To zadziwia, gdyż niewyobrażalne jest stworzenie tak precyzyjnych rysów bez możliwości spoglądnięcia na nie z dołu.. już namalowanie rysunku o wielkości jednego metra wymaga odejścia by zachować właściwe proporcje.

Wszystko wskazuje na to, że prehistoryczni artyści tego nie potrzebowali. Znali tez technikę światłocienia (Altamira, Lascaux), która stosowana była przez artystów dopiero od Renesansu.

Na terenie Sahary Egipskiej także znaleziono groty z rysunkami naskalnymi. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że ta część Sahary jest wypalona słońcem i omijają ją także karawany. I właśnie w tamtejszych grotach znajdują się rysunki z życia codziennego dawnych mieszkańców upamiętniające lwy, żyrafy, hipopotamy i krokodyle. I nie ma żadnej wzmianki o tym, że teren ten był pustynią.

Co zatem wydarzyło się w przeszłości? 

Malowidła naskalne informują nas o tym jak wyglądało kiedyś życie i zawierają bardzo duży ładunek emocjonalny. Na mnie największe wrażenie zrobiły dłonie odbite na skale znajdujące się w Cosquer Cave. To jedyna taka jaskinia usytuowana poniżej poziomu morza, która zachowała się od czasów powodzi po ostatnim zlodowaceniu. Być może kiedyś jaskinie te miały służyć za schronienie przed nadchodzącą zmianą klimatu albo kataklizmem z góry. Być może siła rażenia nieszczęścia uzmysłowiła żyjącym, że ich czas powoli się kończy. Być może rysunki naskalne były ostatnią próbą opowiedzenia o sobie w sytuacji, gdy droga do życia została bezpowrotnie odcięta.


Zapraszam teraz na wspaniałą podróż do wnętrza groty w Lascaux (kliknij w obrazek)








Zdjęcia umieszczone w artykule pochodzą ze strony Zwoje (The Scrolls)










.

Smuga cienia




Jedyna pewna rzecz w naszym życiu to śmierć, która po nas wcześniej czy później przyjdzie. W zasadzie rodzimy się bez tej świadomości, nawet o niej nie myślimy, dopóki się z nią nie zetkniemy. I wtedy staje się nieodłącznym elementem naszego życia, wzbudzając czujność w trudnych sytuacjach czy też wymuszając dokonywanie wyborów między ryzykiem a jego brakiem. 

Nie wiemy co się dzieje przed i po naszym pobycie w człowieczej powłoce. Powiemy tylko, że nie było nic, mimo tego, że przez nasze życie ciągniemy lęki i fobie nie wiadomo skąd. Bo dlaczego jako dzieci boimy się czasami panicznie wody, albo widok żmii nas przeraża mimo tego, że tak naprawdę nigdy z nią nie mieliśmy kontaktu. Oczywiście jako ludzie dorośli przełamujemy lęk przed wodą i uczymy się pływać, a i wiemy czym może skończyć się spotkanie ze żmiją.Ale dlaczego pewne niepokoje towarzyszą nam od najwcześniejszych lat, a innych w ogóle nie dotyczą?

Każda kultura ma swoją wizję istnienia człowieka i jego ciągu dalszego. Może to być efekt reinkarnacji i ciągłego poprawiania swojego marnego bytu. Może to być forma energetyczna, dla której obecność w powłoce ludzkiej jest katorgą i jedyne co musi ona zrobić, to udoskonalać niedoskonałość jaką jest człowiek, przynajmniej do czasu, aż tą powłokę opuści.

Może to być cud i szansa, ale z założeniem, że szansa wykorzystana - będzie zaczątkiem czegoś jeszcze piękniejszego. A niewykorzystana - początkiem piekła jakiego nie możemy sobie nawet wyobrazić.

Może to być także Wielkie Nic, kwestia przypadku, jakiejś reakcji fizycznej, która coś wyzwala, a po rozpadzie wszystko wraca do Wielkiego Nic. Chociaż w to ostatnie naprawdę trudno uwierzyć.

Z jakiegoś powodu gdy jesteśmy szczęśliwi odruchowo patrzymy w górę. Z tego samego niezrozumiałego powodu, gdy coś przeskrobiemy odruchowo patrzymy w dół. Czyżby podświadomość sama wskazywała kierunek naszej pośmiertnej przyszłości?

Temat życia po życiu to kwestia zjawiska tak samo realnego jak i nierealnego. Odpowiedź na jego zasadnicze pytania może być tylko kwestią przypuszczeń i na pewno ma to sens. Gdy wiemy w jakim celu gdzieś się pojawiamy trudno o szczerość intencji. Przecież nigdy nie sprawdzimy naszej wartości mając stuprocentową pewność jakie konsekwencje możemy ponieść w przyszłości. Jakiekolwiek czy też żadne.

Ale przypuszczenia czy też nasze chciejstwo, już spowodują takie a nie inne reakcje. Gdy ktoś nie wierzy w życie po śmierci, może poużywać sobie do woli. Gdy ktoś wierzy w prawo przyczyny i skutku bardziej waży swoje czyny. Tak czy inaczej spokojniej żyjemy ze świadomością odpowiedzialności za zło. Ponieważ prawo natury taką konsekwencję gwarantuje.

Znane są przypadki osób, które otarły się o śmierć i doznały wizji czy też odczuły emocje, których nie są w stanie nawet  opisać. Życie takich ludzi po dojściu do zdrowia zmienia się diametralnie i nie słyszałam o tym aby zmieniło się na złe. Zazwyczaj po dotknięciu magii tamtego świata, strach przestaje być częścią składową życia. Kończy się podział na „lepsze” czy „gorsze”. Człowiek staje się świadomą częścią swojego otoczenia, elementem natury, takim samym jak wszystko co żyje na ziemi. Życie wewnętrzne zmienia się, a człowiek staje się bardziej świadomy swojego istnienia.

Ale przecież nie musimy stanąć oko w oko ze śmiercią by się przekonać, że życie tak naprawdę nie jest dziełem przypadku. Nie musimy doznać bliskich kontaktów, by zrozumieć sens naszego istnienia. Mamy tyle możliwości poznania, tyle pokładów dobrej energii, że patrząc na nasz świat możemy sami zdać sobie sprawę z cudu jakim jest on i my na nim.

A skoro świadome życie tutaj jest cudem istnienia to co jeszcze piękniejszego może być później?

Nikt z nas nie wie tak naprawdę czym jest jest śmierć.

Dopóki jesteśmy tutaj – jeszcze żyjemy, a gdy umieramy – to już nas nie ma.

Czasami niektórym udaje się zawrócić i opowiedzieć co przeżyli. Ale nie mogą tego udowodnić. Bo jak udowodnić to co czujemy? Jak udowodnić obrazy, które pozostają nam przed oczami?

Więc czym tak naprawdę jest śmierć?

Smugą cienia?

Granicą pomiędzy Tu i Tam?  Drzwiami, które zaprowadzą nas do nowego świata albo w otchłań piekieł?

Jednego możemy być pewni: wcześniej czy później na pewno dostaniemy odpowiedź.




.


Inspiracje admirała Reisa i nie tylko




Niedawno ukazał się informacja o tym, że rysunek „Człowiek Wituriański” nie jest wymysłem Leonarda Da Vinci, a jedynie inspiracją Leonarda rysunkiem Giacomo Andrei da Ferrara. Ten młody architekt nie dość, że przyjaźnił się z Leonardo to jeszcze był specjalistą od Witruwiusza, który jako pierwszy opisał symbolikę ludzkiego ciała wpisanego w kwadrat i okrąg. Niestety zginął w czasie najazdu wojsk francuskich na Mediolan. Jako młodzieniec Ferrara walczył z okupantem i zginął, a zazdrośnik Leonardo zaprzyjaźnił się z okupantem i dzięki temu zwiał z oblężonego miasta. 

Nie będę pastwić się nad Leonardem ponieważ rozwój polega na kopiowaniu i udoskonalaniu rzeczy już  wymyślonych i chodzi o to by pozostawić swoje kopie i kopie innych dla potomnych. Historia świata nie raz pokazała, że zacietrzewiony zdobywca potrafi spalić biblioteki z wiedzą po poprzednich cywilizacjach. Więc możemy tylko podziękować mistrzowi, że miał na tyle rozumu w głowie żeby zaprzyjaźniać się ze wszystkim co się rusza i ma miecz w rękach. Dzięki temu pozostawił nam sporo dzieł.

A Giacomo Andrea da Ferrara został wymazany z historii.

Największe odkrycia nauki są efektem pracy poprzedników. Teoria doboru naturalnego została wymyślona przez Edwarda Blytha, ale przypisywana jest Darwinowi. Pierwsza żarówka została wykonana przez brytyjskiego naukowca Swana, ale świat zna tylko Tomasza Edisona. Kopernika inspirowały poglądy Arystarcha z Samos, a Kolumb nie odkrył Ameryki tylko dopłynął do wysp kilku wysp Ameryki Środkowej. I dopłynął tam nie dzięki swojemu instynktowi, tylko dzięki starym mapom jakie znalazły się w jego posiadaniu.

Skąd o tym wiemy? 

W 1513 kartograf i admirał floty osmańskiej Piri Reis opublikował mapy, na których widniało położenie lądów Nowego Świata. Sam autor zaznaczył, że przygotowując je opierał się między innymi na starych mapach z czasów Aleksandra Wielkiego, mapach żeglarzy portugalskich i na mapach Kolumba. I cokolwiek o nich nie powiedzieć zawarte w nich dane wykraczały poza ówczesną wiedzę na temat wielkości świata, a jednocześnie wymagały zastosowania zaawansowanej wiedzy astronomicznej i geograficznej. W końcu ówczesna nauka nie wiedziała o istnieniu Ameryki Południowej, a usytuowanie (położenie) Ameryki i Afryki odznaczało się większą dokładnością niż rysowane mapy dekady później. I co najważniejsze, pokazywały połączenie lądowe Ameryki Południowej z Antarktydą i Ziemią Królowej Maud.

Kontury Antarktydy przedstawiają linię brzegową z czasów zanim pokryła się lodem, czyli stan sprzed 11 tysięcy lat. Wyszczególnione wyspy u wybrzeży, za czasów panowania Aleksandra Wielkiego były już skute lodem więc mapy, z których korzystał Preis musiały powstać jeszcze wcześniej.

Najważniejsze jest jednak pytanie jak na mapie z 1523 roku pojawił kontynent w formie sprzed 11 tysięcy lat. A odpowiedź mogłaby wywrócić do góry nogami  dzieje człowieka na ziemi i historie Wielkich Odkryć Geograficznych.

Gdybyśmy sięgnęli do innych map opartych na kopiach z których korzystał Reis, to charakterystyczny jest wygląd nie odkrytej jeszcze wtedy Antarktydy. Na mapie zrobionej przez francuskiego astronoma i kartografa Orontiusa Finaeusa, kontynent ten jawi się jako wolny od lodu, pełen grzbietów górskich, dolin i koryta rzek. Podobnie przedstawiały się mapy wykonane przez Gerarda Kremera czy Philippe Buache.

Reis wykonał jeszcze wiele map, ale chyba największą tajemnicą pozostanie mapa sporządzona w 1521 roku wykonana w projekcji, którą natychmiast jesteśmy w stanie rozpoznać. Jest to niesamowite biorąc pod uwagę fakt, że zrobiona została zaledwie 30 lat po dopłynięciu Kolumba do Ameryki Środkowej. 

Jakkolwiek nie popatrzymy na te mapy to nasuwa się pytanie, jak wyglądał naprawdę świat sprzed chociażby dwóch tysięcy lat i co się wydarzyło takiego, że mapy pokazują inne szczegóły lądów i inne warunki klimatyczne. Być może gdzieś w bibliotekach leżą inne zakurzone dokumenty czekające na odkrycie,  które pozwolą kolejnemu odkrywcy zaskoczyć nasz ówczesny świat?



.




Historia o życiu humanity cz.2



Tak pojawiła się new awareness..



Choć każdy szukał do niej innej drogi..



Cud istnienia okazał się być zbyt piękny by..


Ktokolwiek chciał go niszczyć mimo tego, że i tacy się zdarzali..



Ale niezależnie od tego,
 jak długo będzie się toczyć walka pomiędzy dobrem a złem, 
świadomością i nieświadomością..

Nadejdzie taki moment, który zawsze nadchodzi, 
nie zważając na dylematy istnienia humanity..


I to na pewno będzie dziełem przypadku, ale..

Zawsze coś spadało i kończyło życie jednego,

 by dać szansę drugiemu..



Bo tak jest stworzony świat, 

że w dniu naszych urodzin wraz z nami

 w drogę wyrusza nasza śmierć..



Więc kiedyś coś spadnie i zmieni nasz świat nie do poznania..




I zaczniemy wszystko od początku..



Pamiętając (albo i nie)

 że natura rządzi się swoimi prawami i daje nam czas,

 który powinniśmy wykorzystać dla nas jak najlepiej :)





THE END



(Dla tych którzy czytają od końca,
tutaj jest część 1 :)




.
.

Historia o życiu humanity cz.1



Dawno temu był sobie człowiek...


Który ewoluował w kierunku doskonałości...


Pojawił się nawet ktoś, kto rozwiązał zagadkę istnienia.. 


Ale była ona zbyt skomplikowana i czasami nie pasowała.. 



Pojawiły się pierwsze dylematy.. 





I pierwsze dyskusje.. 



I nic już nie było takie samo.. 



Świat był zbyt piękny by można było zrzucić jego powstanie na karb przypadku.. 




Pojawiły wielkie znaki zapytania..



I burzliwe docieranie poglądów..



Ale życie toczyło się dalej, ciekawość otwierała drzwi do poznania.. 


I tak naprawdę niewielu już chciało tak burzliwie dyskutować.. 

Humanity rozpoczęła poszukiwania w głąb siebie by znaleźć odpowiedzi.. 



Powoli zaczynała pojmować wszechobecną współzależność wszystkiego..



I zrozumiała swoją odpowiedzialność za wszystko.. 



Koniec części 1 

(Część 2 - kliknij tutaj)





..

Skojarzenia


Wpadł mi w ręce film o Indiach. Krótki traveler z YT, który przypomniał mi temat jaki chciałam poruszyć przy okazji opublikowania pewnego zdjęcia z NASA. Oczywiście film ma się tak do NASA jak pięść do oka, ale ponieważ w uzasadnionych przypadkach ta kompozycja pasuje idealnie więc napiszę o skojarzeniu pewnego zdjęcia z wzorami na tkaninach indyjskich. 

Szczerze wierzę w istnienie światów pozaziemskich, w istnienie innych cywilizacji, które raz na jakiś czas dają nam impuls do rozwoju i powodują kolejny skok cywilizacyjny. Rzeczą charakterystyczną dla wszystkich znanych nam światów (poprzedzających naszą ówczesną dominację, a które w jakiś szczątkowych formach zachowały się do dzisiaj), jest nieprawdopodobna wiedza dotycząca możliwości hartowania umysłu, kształtowania zdolności paranormalnych i  praw rządzących w kosmosie.

Wiedza zawarta w księgach zapisanych kilka tysięcy lat temu, mimo tego, że dzisiaj traktowana jest tylko jak kanon treści religijnych, powoli odkodowuje swoje tajemnice i powoli kieruje nasz wzrok z nieba w kierunku swojej symboliki. Nietrudno zrozumieć, dlaczego prymitywne rzekomo ludy uzależniały swoje działania od pozycji gwiazd na niebie, a na tantrycznym podłożu powstała skomplikowana teoria mikrowitów.

Hinduskie Wedy są wiedzą nieskończoności, która była,  jest i będzie i która nie była stworzona przez ludzi, ale została objawiona ludziom. Ze względu na to, że szczęśliwymi odbiorcami mądrości wedyjskich byli wieszczowie i poeci - cały ich przekaz zamknął się w symbolice słów, znaków i grafiki.

Naukowcy poprzez coraz doskonalsze teleskopy poznają coraz dalsze zakątki Wszechświata. W mediach pojawiają się graficzne wizualizacje otoczenia naszego Systemu Słonecznego. Ze zdumieniem odkrywamy, że wizualizacje te są uderzająco podobne do reliefów na starożytnych murach czy wzorów na tkaninach noszonych tradycyjnie od tysięcy lat. Zadziwiające zwłaszcza są tradycyjne wzory na hinduskich sari, które dzisiaj kojarzą nam się z samo-podobnym czy może inaczej - nieskończenie subtelnym obiektem, uroczo nazywanym fraktalem.



Poniższe zdjęcia (1) opublikowane przez NASA wzbudziły u mnie natychmiastowe skojarzenia z hinduskimi wzorami (2):

1. Układy Słoneczne



2. Schemat Heliosfery



3. Galaktyki



I na koniec Golden Ratio jako porównanie:


Być może jest to tylko fantazja, a być może w hinduskich deseniach jest ukryta filozofia naszego życia i istnienia. Nie ma chyba bardziej uduchowionej kultury z tak głębokim pojęciem czasu, przeznaczenia i nierozerwalności człowieka z Wszechświatem.
Być może nadejdzie czas, gdy poznanie struktury Wszechświata nie będzie już wymagało wypatrywania czarnego nieba - tylko odkodowania symboliki najstarszych kultur mieszkających na planecie Ziemia.






.


.

Wybuchy na słońcu


Jestem uzbrojona w aparat fotograficzny, lornetę astronomiczną i na wszelki wypadek w teleskop. I oczywiście odczarowuję pogodę, ponieważ w moją stronę zmierzają nie tylko koronalne wyrzuty masy energii słonecznej, ale także ciężkie, czarne chmury, które złośliwie planują uniemożliwienie mi oglądania zjawiska zorzy polarnej w centrum Europy.

Aby zarysować co tak bardzo mnie frapuje dzisiejszej nocy, przedstawię najpierw symulację dostępną na iswa.gsfc.nasa, która pokazuje możliwy zasięg fali uderzeniowej po wczorajszym wybuchu na słońcu.




Dzięki temu, nad północnym horyzontem będzie możliwe obejrzenie zorzy polarnej, a przy okazji czas na zastanowienie się jaki wpływ tak silne i ostatnio dość częste wybuchy na słońcu, mogą mieć na stabilizację ziemskiego pola magnetycznego.

Cokolwiek nie powiedzieć, mamy w końcu rok 2012  ;)




W związku z tymi niezwykłymi wydarzeniami i śledzeniem przez teleskopy i sondy kierunku drogi fali plazmy, oczom astronomów ukazał się obiekt o wielkości planety znajdujący się w okolicach Merkurego. Ponieważ nagranie pokazały media na całym świecie i zrodziła się masa spekulacji - NASA wystosowała oświadczenie, w którym napisała, że jasno święcący obiekt jest błędem nakładania zdjęć.

Wytłumaczenie tak banalne, że aż trudno w nie uwierzyć, ale podobno bagatelizowanie jest najlepszym sposobem na zamknięcie każdej dyskusji.

Gdyby jednak ktoś chciał poszperać to zapraszam na tą stronę (kliknij) :)



.

Illusion


Naukowcy mówią, że jesteśmy w stanie zobaczyć tylko to co nasz mózg może sobie wyobrazić. Że zasięg naszego widzenia ograniczony jest tylko do wyciągniętej ręki, a cała reszta  dopisana jest  przez  nasz umysł. Mówią, że nasz umysł nie jest naszym umysłem tylko wypadkową wszystkich umysłów, które stają się doświadczeniem naszego życia.
Sporo w tym prawdy.

Nasz umysł jest kreatorem wielu zdarzeń, które potrafią zmącić nasze życie mimo tego, że wydarzeń tych nigdy nie było. Wydaje nam się, że jesteśmy niezależni, samodzielnie myślący i sami kierujemy swoim życiem, ale tak naprawdę cały świat zewnętrzny determinuje nasze myślenie i zachowanie. Mózg zaś tworzy obraz tego świata. Obraz, w który wierzymy i według którego porządkujemy swoje życie.

Czasami okazuje się, że żyjemy w innym świecie – zamkniętym, hermetycznym z wymalowanymi przez nas barwami. Żyjemy na pozór, nie wiedząc, który ze światów jest prawdziwy. Czy ten, który widzimy naszymi oczami, i który umysł interpretuje po swojemu czy też ten drugi, który możemy poznać tylko wtedy gdy oczy zamkniemy… i możemy stworzyć rzeczywistość jakiej nigdy nie znajdziemy na ziemi.

W takiej sytuacji kreujemy nowe wydarzenia, które się rozgrywają poza naszym fizycznym jestestwem. Dajemy początek innemu życiu i innym scenariuszom… Czy toczy się ono dalej jak fala, która dostała swoją szansę i pędzi niezatrzymywana przez nikogo? Czy daje początek wydarzeniom, o których nawet nie będziemy wiedzieli?

Wewnętrzna nieskończoność.

Wyglądająca tak jak ślepe, bezchmurne niebo - nieruchoma masa, która ma nieskończoną wielkość gdzieś na górze, ale która zamyka się niebieską granicą naszego wzroku. I tyle tylko możemy dostrzec.

Tak samo możemy postrzegać nasz wewnętrzny wszechświat. Zamknięty w stu osiemdziesięciu centymetrach wzrostu, a w środku wypełniony zapadającą się nieskończonością. Bez granic, bez dna, z niepoliczalnymi możliwościami naszego umysłu i naszej wyobraźni.

Jak daleko możemy dojść w tej wewnętrznej wędrówce? 

Jesteśmy kreatorami sytuacji tworzonych w naszym umyśle. Jesteśmy Bogami, którzy tworzą osobne światy - lepsze albo gorsze. Dajemy początek innym życiom, innym sytuacjom, w których będziemy brać udział albo będą one udziałem innych wymyślonych przez nas postaci. Każda myśl skierowana pod adresem jakiejś osoby staje się początkiem jej istnienia w innym wymiarze. A zarazem ciężarem naszego istnienia wraz z całym bagażem możliwych konsekwencji, za które przyjdzie nam zapłacić…

Wszechświat jest w nas.

Jest tym co tworzymy każdego dnia w swojej wyobraźni. Jest naszą alternatywą. Naszą przyszłością w momencie odejścia. Świat tworzony w umyśle nigdy nie umiera, ponieważ każde nowe zdarzenie staje się początkiem tworzenia kolejnego. I ten świat stanie dla nas otworem gdy nie będziemy musieli stać już okrakiem między tu i tam, między półsnem a półwybudzeniem…

Nasz własny Matrix.

Czy może jesteśmy także elementem cudzego Matrixu?

Wciągnięci do czyjegoś wewnętrznego świata, będący cudzym graczem. Jak pionek wrzucony w wymyślone przez kogoś zdarzenia, a jednocześnie główny rozgrywający na swoim poziomie- niczym stwórca. Wszak słyszymy, że jesteśmy częścią wszechświata. Słyszymy też, że jesteśmy kreatorami swoich światów.
Czy my tak naprawdę istniejemy?

Czy jesteśmy tylko kopią innych kopii?







.

.
.
.