Mikrokosmos


Ziemia widziana z Kosmosu kojarzy się z malarstwem impresjonistów. Zaś Kosmos widziany z Ziemi to.. na pewno gwiazdy i piękne widoki na ramię Milky Way. Tak przynajmniej podpowiada pierwsze skojarzenie.

Ale pisząc te słowa myślę o Kosmosie żyjącym swoim własnym życiem tu – na Ziemi. Kosmosie niewidoczny dla naszego oka i w zasadzie dla nas – olbrzymów gigantów - kosmos mało znaczący. Codziennie przypadkiem rozdeptywany butem, rozjechany kolami samochodu, rozchlapany przez kota ścigającego po sadzawce motyla.

Mikrokosmos.

To świat, o którym wspominali już starożytni Grecy. Zminimalizowana forma wersji Makro. Jak niekończące się lustro w lustrze czy rosyjska babuszka w babuszce. Świat tak samo piękny jak nasz, tak samo tajemniczy i jeszcze nie całkiem poznawalny podobnie jak Wielki Universe.




Świat ten zobaczymy tylko przy udziale specjalistycznego sprzętu. I o ile makrokosmos obejrzymy korzystając z ogromnych teleskopów tak mikro – przy udziale mikroskopów.

Co tam się dzieje? Jakie zachodzą tam zmiany, które w skali czasu, dla nas są tylko mrugnięciem powieki a tam jest to życie całych generacji?

Liderem pokazów piękna i złożoności życia widzianego w mikroskopie jest firma Nikon, która od prawie 40 lat, nagradza najlepsze na świecie photo-micro-grafiki w ramach projektu Nikon Small World. Projekt ten ma niezwykle ważny  wkład w nauki przyrodnicze i bio-badawcze. Także wkład w inżynierię genetyczną, ale przede wszystkim udostępnia zwykłym śmiertelnikom obraz świata, którego nie mają żadnych możliwości poznać samodzielnie.

   http://www.olympusbioscapes.com/gallery/2011/hm23.html   

   

Ile z tego da się przetłumaczyć na prosty język – nie jest już ważne. Najważniejsze jest to, że możemy dostrzec i poznać jak piękny jest cud życia na każdym etapie jego powstawania. Jak połączony jest ze sobą łańcuch organicznych powiązań i wzajemnych zależności, którego efektem - prawie końcowym - jest to co widzimy przez teleskopy. „Prawie” ponieważ nie wiemy jeszcze gdzie i czy w ogóle są granice Mikro i Makrokosmosu.

Jeszcze do niedawna największym sukcesem mikrofotografii było powiększone i wyraźne zdjęcie robaka, oko pająka, kleszcze żuka czy paszcza muchy. Dzisiaj aparat fotograficzny sięga głębiej, możemy obejrzeć płatek śniegu z wyszczególnioną każdą wypustką, możemy sięgnąć aż do zarodka i pokazać co dzieje się wewnątrz w trakcie kształtowania się nowego życia.

O ile Nikon Small World ograniczał się tylko do konkursu mikrofotografii - tak w miarę rozwoju narzędzi i technik badawczych, stworzono jego odmianę pod nazwą Nikon Small World in Motion, który pokazuje nam te same zjawiska i obiekty, ale w ruchu. Przyznacie na pewno, że o wiele bardziej sugestywne od zdjęcia serca jest film pokazujący bijące serce - jak na przykład serce kilkudziesięciogodzinnego pisklaka poniżej.




Już starożytni filozofowie mówili, że wszystko jest ze sobą połączone. Mikro jest lustrzanym odbiciem relacji zachodzących w skali makro. I na odwrót: każde zdarzenie w skali makro ma swój odpowiednik w skali mikro.

To skomplikowana sieć wzajemnych powiązań, sieć mniejszych i większych światów. Zawsze takich samych. Światów, które gdy na nie popatrzymy niczym nie różnią się od siebie w swoich podstawowych zasadach istnienia.

W tym strumieniu, gdzieś na linii zdarzeń znajduje się człowiek ze swoim własnym światem, ale stworzony na wzór i podobieństwo wszystkiego co go otacza.

Ale o tym następnym razem :)




Zdjęcia pochodzą ze strony Olympus Bio Scapes, na której znajdują się także mikrofotografie i video finalistów z poprzednich lat.

Wszystkie galerie Nikon Small World (kliknij tutaj) oraz cała gama możliwości technicznych jakimi dysponują fotograficy (kliknij tutaj). Ponadto na stronie tej znajduje się uzeum - warto przypomnieć sobie czym dysponowali naukowcy na przestrzeni lat :)

Obejrzyj filmy na ten temat --->> You Tube

Dyskusja Salon 24


Na koniec urocze wrotki z australijskiego stawu ;)












.

Kosmiczni malarze


Działający od 1972 roku program Landsat od 40 lat dostarcza zdjęć i danych, które są wykorzystywane przez naukowców i specjalistów z różnych dziedzin nauki. Przez te 40 lat dokonały się wielkie zmiany na powierzchni naszej planety związane z użytkowaniem gruntów i zasobów naturalnych. Zmiany na lepsze i gorsze. Zmiany pokazujące jak głęboko w naturę sięgnęła nasza cywilizacja i jak głęboko ingeruje w środowisko, w którym egzystuje. Mimo dowodów na postępującą degradację naszej planety i fakt, że powoli zbliżamy się do nieuchronnego końca, to jednak w tym pesymizmie pojawiły się prawdziwe perły.

Wiele z ponad 3 milionów fotografii powstałych w ramach programu Landsat, oprócz informacji stricte naukowych, dostarczyło także wrażeń natury estetycznej. Piękne widoki gór, dolin, lasów, gospodarstw rolnych czy terenów wodnych.

(kliknij w obrazek)


Z okazji 40-lecia istnienia projektu, NASA poprosiła o wybranie pięciu najpiękniejszych ujęć Ziemi z Kosmosu. Ujęć, które bez zastanawiania się, można oprawić w ramy i powiesić na ścianie. Ujęć, które pokazują, że malarstwo to nie tylko pędzel w dłoniach człowieka, ale także pędzel w dłoniach..

No właśnie..

Kogo? Czego? Jakiej siły?







Do piątki zwycięzców zaliczono: widok na przypominające czaszki Jezioro Eyrie w Australii, cięte wiatrem ruchome piaski w Algierii, dorzecze Missisipi, deltę Yukonu i fitoplankton w Gotlandii.




W czasie kilku dni, gdy uwaga całego świata zwrócona była oczami, emocjami i całym swoim sercem na Marsa i Curiosity - dwaj astrofizycy NASA patrzyli w zupełnie innym kierunku. 

Patrzyli na Słońce i jego szaleńcze tańce.  

Satelita Solar Dynamic Observatory, który podobnie jak Landsat dostarcza obrazów non stop – tym razem Słońca, pokazał nam także, że wspomniany już tajemniczy kosmiczny malarz nie zajmuje się tylko malowaniem  i upiększaniem Ziemi.

O ile zdjęcia zdobyte dzięki SDO pomagają astrofizykom w znalezieniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego korona Słońca jest tak gorąca (powierzchnia Słońca to tylko 6 tys. stopni Kelvina – korona od powyżej miliona) to dla przeciętnego śmiertelnika najważniejszy jest uzyskany obraz - utworzony dzięki zestawieniu panujących różnic temperatur w koronie słonecznej. 

A obraz ten to prawie Van Gogh :)




I możemy zapytać teraz pół żartem/pół serio: skąd Van Gogh czerpał swoją inspirację lub kto go natchnął do zastosowania techniki malarstwa,której efekt jest tak bardzo zbliżony do malarstwa natury i kosmicznej sztuki? 

Dla przypomnienia zapraszam go Galerii Vincenta van Gogh w ramach Google Art Project :)

(kliknij w obrazek)






Zdjęcia w artykule pochodzą ze strony:  U.S. Geological Survey  oraz   KQED QUEST

Wszystko na temat metody jaką zrobiono artystyczne zdjęcia Słońca znajdują się na stronie Cornell University   ArXiv  (zdjęcia wraz z parametrami znajdują się na samym dole)

Mapa zdjęć Landsat z oflagowanymi miejscami dla ułatwienia poszukiwań:
(kliknij w obrazek)


Obejrzyj filmy na ten temat --->> You Tube






.

Dogonowie


Tak naprawdę nie wiemy skąd się pojawili. W zasadzie nie wiemy o ich pochodzeniu nic oprócz tego, że zostali odkryci w połowie ubiegłego wieku przez francuskiego antropologa. Wiemy za to, że wtedy wiedzieli więcej o Kosmosie niż my i znali obiekty, które my cywilizowani i nowocześni ludzie mieliśmy odkryć dopiero długo długo później.

Dogonowie.

Twierdzą, że pochodzą z Syriusza i są spadkobiercami pierwszych ludzi na Ziemi. W swoich obrzędach i tańcach zataczają koła podobne do ruchu Syriusza A i Syriusza B. Tego ostatniego my znamy od niedawna, a oni mają usadowionego na rytualnej masce od setek lat i nią także zataczają koła. Dogonowie mają jeszcze jedną kosmiczną niespodziankę dla naukowców: mianowicie twierdzą, że istnieje Syriusz C. Tego jednak naukowcy jeszcze nie odkryli więc spokojnie wkładają ich opowieść między bajki.

Naukowcy znani są z tego, że gdy nie znają odpowiedzi na jakieś pytanie to dopasowują pytanie do znanej rzeczywistości. Dlatego by rozwiązać zagadkę ogromnej wiedzy astronomicznej plemienia ukuli teorię, że wszystko co na wpół nadzy Afrykańczycy wiedzą, pochodzi od misjonarzy i naukowców odwiedzających ich tereny. Choć już żaden z nich nie napomknął o czarnej historii murzyńskich plemion, które trafiały na polujących białasów. Te dramatyczne spotkania nie były po to by klarować im układ planet na niebie, ale po to by dostarczyć siłę roboczą na amerykańskie plantacje bawełny.

Tak czy inaczej Dogonowie są wielką tajemnicą podobnie jak i historia starożytna starej Afryki. Zdobytą wiedzę od istot z Syriusza, Dogoni przekazują z pokolenia na pokolenie: mówi ona o tym jak powstała Ziemia, kto ją stworzył, jej miejsce w Układzie Słonecznym, o księżycach Jowisza, pierścieniach Saturna, Drodze Mlecznej i zasadach odzwierciedlenia.

Gdybyśmy posłuchali dogońskich historii okazałoby się, że ich obrzędy są bardzo blisko związane z kosmicznymi prawami. O ile człowiek rodzi się z podwójną duszą i dopiero aktem obrzezania uzyskuje się określoną płeć - tak obrządku tego dokonuje się co sześć lat (cykl zaburzeń przy krążeniu Syriusza B wokół Syriusza A) i kończy się czasem pobierania nauki o tym co Dogon musi wiedzieć by móc w przyszłości przekazać dalej.

Według Dogonów świat jest jeden – nie ma podziałów na świat żywych i umarłych – wszystko jest ciągłością i albo jest się wśród żywych albo dostarcza siły żywym.


Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt kosmicznych obrzędów Dogonów. Co 60 lat plemię to obchodzi święto Sigui (początek świata i odnowy kosmosu), które następuje w czasie gdy Syriusz pojawia się między dwoma górskimi szczytami. Jest to także związane z układem orbit Jowisza i Saturna. 

W jednej z wiosek na wielkiej ścianie rozwieszone są przedziwne maski wraz z podobiznami dziwnych zwierząt, istot o owalnych głowach z antenkami na ich szczycie czy obiektów zbliżonych do pojazdów kosmicznych. 

W czasie święta Sigui rzeźbi się kolejną wielką maskę, która służy tylko do jednorazowego do rytuału i tylko po to by później przechowywać ją z należnym szacunkiem. 

Niezależnie od posiadanej wiedzy i dogońskiej wersji jej zdobycia, naukowcy doszli do wniosku, że Dogonowie przybyli z Egiptu i było to około 1500 roku. A wiedzę swoją zaczerpnęli od cywilizacji saharyjskiej, która obecnie nie istnieje a podobno kiedyś była. I to tyle co wiedzą naukowcy.


Mimo tego, że można skłonić się do ich tezy o egipskich korzeniach Dogonów gdyż istnieją zbieżności w pochodzeniu dogońskiego boga Ammy i egipskiego Ozyrysa (oboje pochodzili z gwiazdy znajdującej się obok Syriusza) to i tak nie jest to opinia uznawana przez naukowy świat jako „poważna”.

Dogonów to nie interesuje. Prowadzą niezmiennie takie samo życie od lat, nie tęsknią za cywilizacją i nie zamierzają nic w swoim życiu zmieniać. Wiedzą, że wiedza jaką posiadają jest uniwersalna i może ją posiąść każdy współplemieniec, co już czyni to wyjątkowym. 

Ale niezależnie od teorii uznawanych za wiarygodne czy też nie, Dogoni posiadają jeszcze jedną wiedzę, do której my dopiero teraz, wraz z rozwojem technologii, dochodzimy samodzielnie. Otóż według plemiennych wierzeń wydarzenia kosmiczne są odbiciem wydarzeń ziemskich.  Wszystko co dzieje się na ziemi jest wersją mikro zasad i reakcji zachodzących w kosmosie. Funkcjonowanie natury jest niczym innym jak odbiciem życia w kosmosie. Ruch planet porównywany jest do obiegu krwi. Krwioobieg jest porównywalny do łańcucha powiązań w naturze.

Czy nie przypomina nam to rodzącej się w bólach teorii sieci?

Ale o tym następnym razem :)






Galeria zdjęć z G+ której autorem jest Michel Renaudeau --->> tutaj
                                                         lub na stronie Dogonlobi --->> tutaj

                                                             Obejrzyj filmy na --->> YOU TUBE

                                                           Dyskusja jak zawsze --->> Salon 24


Zdjęcia w artykule pochodzą z wolnych zasobów Wiki.en






.

7 minut strachu

 
Jeszcze do niedawna uważano Marsa tylko za siostrzaną planetę Ziemi i najbardziej prawdopodobną do życia. Późniejsze obserwacje raczej to wykluczyły i mówiono tylko o tym, że życie na Marsie mogło w przeszłości być.

Czas przeszły dokonany.

W 1997 roku stacje telewizyjne na świecie transmitowały moment lądowania sondy kosmicznej Pathfinder, która zapoczątkowała penetrację planety przez "ziemskich szpiegów". Pathfinder leciał na Marsa ponad pół roku, a po wylądowaniu, w ciągu dwóch miesięcy -wraz z łazikiem Sojourner- zrobił kilkanaście tysięcy zdjęć.

Po czym zamilkł.

Jego pionierska podróż otworzyła drzwi do kolejnego poznania całej planety i była początkiem wielkiej międzynarodowej misji. Po latach prób, z lepszym lub gorszym skutkiem, archiwa NASA zapełniały się coraz większą ilością zdjęć i pojawiało się coraz więcej znaków zapytania. Sondy marsjańskie przekazywały obraz  planety jakiego naukowcy raczej się nie spodziewali. 


Oprócz rzucającego się w oczy niesamowitego bałaganu na powierzchni, która usiana była kamieniami i niezidentyfikowanymi resztkami czy to skał czy to innych form, zwróciła uwagę także niesamowita geografia terenu. Mars północny jest płaski i gładki zaś południowy chropowaty i usiany górami. Różnica poziomów pomiędzy obiema półkulami wynosi średnio sześć kilometrów.


Mars ma swoje pustynie, kaniony, kanały rzeźbione przez suchy lód, jaskinie, wulkany i potężne kratery. Największy wulkan ma 26 km i równa się trzem ziemskim Everestom. Biorąc pod uwagę fakt, że Mars jest połowę mniejszy od Ziemi –te wysokości mogą być imponujące.


Największy krater ma ponad dwa tysiące średnicy i dziewięć kilometrów głębokości. Przy takim uderzeniu, jeżeli cokolwiek żyło na Marsie, to nie miało już żadnych szans na przeżycie.

Z drugiej strony, analiza danych z Marsa wskazuje na wysoką zawartość dwutlenku węgla co może być –według naukowców z NASA i INP w Arizonie pozostałością po obecności istot żywych sprzed milionów lat.

Czas przeszły.

Aż nieprawdopodobny w skali czasu naszej wyobraźni.





Mars z Ziemi wydaje się mieć kolor ceglasty, w rzeczywistości jednak jest bardziej beżowo szary. Ostatnie zdjęcia pokazują jednak, że i te barwy nie są do końca prawdziwe. A gdy kolejne sondy dostarczały zdjęć z planety naukowcy coraz śmielej stawiali tezę, że życie na Marsie jest bardzo prawdopodobne.

Czas przyszły niedokonany.

I już pojutrze, 6.08 na Marsie wyląduje najnowszy łazik o słodkiej nazwie MSL Curiosity. Wyląduje on w pobliżu równika gdzie według naukowców znajdują się "dowody na istnienie mokrego czasu w historii planety". Zbada zmiany zachodzące na powierzchni i w atmosferze planety, możliwości życia na planecie w przeszłości i przyszłości. MSL wyposażony jest także urządzenie mierzące poziom radiacji co jest początkiem przygotowań do lotów załogowych na Marsa. Loty te planują nie tylko naukowcy, ale także firmy prywatne, z których największy rozgłos zyskała Mars One.

Na razie jednak byłaby to podróż w jedną stronę.

Przy odrobinie pecha opóźni wszystkie plany właśnie Curiosity, który dzięki niedopracowaniu zboczył z orbity. Jego lądowanie ma filmować obecna na orbicie Marsa sonda Odyssey, jednak jeżeli inżynierowie NASA nie skorygują błędu, na 7 minut Curiosity zniknie z wizji i tak naprawdę może zdarzyć się wtedy wszystko. Te kilka minut NASA nazwała „7 minut strachu” ponieważ utrata łazika nie dość, że przyniesie straty finansowe (2.5 mld $) to jeszcze zawróci naukowców do początku tworzenia misji.

Dlatego 7 minut zadecyduje o wszystkim.

Transmisja rozpocznie się wponiedziałek o godz. 06.30 na stronie ESA. Kto zechce ma możliwość obejrzenia lądowania łazika a zarazem najważniejszej misji naukowej ostatnich lat. Musimy pamiętać, że Curiosity nie poleciał by robić zdjęcia Marsa, ale przede wszystkim znaleźć warunki do życia na Marsie.

I to czyni wielką różnicę.



Uzupełnienie tematu znajduje się na podlinkowanych fragmentach tekstu oraz na stronach HiRISECuriosity Rover Landing on Mars, NASA, NASA Photojornual.





Wersja bez zdjęć, ale z dyskusją -->>Salon24





.
.
.
.