Jam jest drogą, prawdą, życiem..


Dzień to wyjątkowy więc dzisiaj opowiem Wam o wyjątkowej postaci w historii naszego świata. Postaci, która jest tak tajemnicza, że wokół niej narosło mnóstwo legend, mnóstwo (nie)dopowiedzeń i mnóstwo zadziwień.

Na pewno zgadliście już, że rzecz będzie o pewnym żydowskim młodzieńcu, o którym wiemy tylko tyle i aż tyle co napisali po jego śmierci jego najbliżsi przyjaciele, a co i tak w większej całości jest tylko zlepkiem poklejonych historii.

Nie wiemy dokładnie gdzie i kiedy się urodził. Może w Nazarecie, a może w Betlejem. Nie wiemy co tak naprawdę rozświetliło niebo w czasie jego narodzin, a co dało impuls trzem mędrcom by ruszyć w kierunku światła i zatrzymać się w prostej stajence. Mogła być to kometa, mogło to być połączenie dwóch planet, a mogło tego w ogóle nie być - zaś nawiązanie do gwiazdy na niebie mogło być tylko ozdobieniem historii narodzin, podobnie jak robili to rzymscy cesarze.

Nie wiemy czy leżał w żłobie czy też tylko na sianie, a może tylko w ramionach swojej matki. W greckich przekazach była mowa o prostym, zwykłym miejscu, które później mogło być uznane jako żłóbek.

Jak było naprawdę – pewnie nigdy się nie dowiemy. Tak jak nie dowiemy się co robił do trzydziestego roku życia. Jedyna wzmianka dotyczy czasów gdy miał 12 lat i swoją elokwencją wprowadził w osłupienie przebywających w świątyni rabich. Potem znowu biała plama nie wypełniona żadnymi informacjami co robił, z kim układał sobie życie, czy może był samotnikiem bez żadnych zobowiązań.

Nie wiemy nawet jak wyglądał. Możemy domyślać się, że miał czarne włosy, może brodę, ciemne oczy i śniadą cerę. Ale historia pokazała, że i jego wygląd zmieniał się dla potrzeb społeczności, które przyjmowały jego nauki. I tak z semickiej urody nabierał cech dionizyjskich, później stawał się coraz bardziej europejski i zmienił nawet kolor oczu z czarnych na niebieskie. Ja widziałam niedawno w Fatimie jego portugalską wersję i przyznam, że zadziwiła mnie – tak inna była od tego co znam.

Jezus z Nazaretu.

Po czasie nieistnienia w przekazach, pojawił się nagle dzięki poznaniu ekscentrycznego Jana Chrzciciela i przyjęciu przez niego chrztu, czy raczej symbolicznego oczyszczenia, obmycia swojego ciała z trosk jakie towarzyszyły mu przez życie.  A życie nie było wtedy łatwe. Czasy podobne do naszych dzisiaj: biedni ubożeją – bogaci się bogacą. Imperium rzymskie wyciągało z ludności tyle ile się dało, ale nie na tyle by ją dobić. Doprowadzało ludzi do nędzy, zarazem nie pozwalając im umrzeć z głodu. 

Jezus, by przeżyć, chodził od wsi do wsi by zarobić na chleb, spał tam gdzie było miejsce, często pod gołym niebem. Napatrzony na ludzkie nieszczęście, na niewyobrażalną biedę ludności i po spotkaniu z Janem Chrzcicielem doświadczył dramatycznej przemiany – jakże ludzkiej w chwili upadków czy załamania. Któż tego nie doświadczył w swoim życiu? Kto choć raz nie stanął nagle wśród tłumu i nie zdał sobie sprawy, że na horyzoncie pojawił się zupełnie inny cel, jasny nie pozostawiający żadnych wątpliwości co do istoty swojego przeznaczenia?

Oto stał przed prostymi, biednymi ludźmi ówczesny pacyfista, nawołujący do życia duchowego: miłuj nieprzyjaciół swoich, ostatni będą pierwszymi, ślepiec nie poprowadzi ślepca.. Skarbnica złotych myśli, które do dzisiaj nie straciły na aktualności choć tak trudno nawet dzisiaj wcielać je w życie. 

Zgromadził przy sobie ludzi, którzy rzucili wszystko, a może mieli tak rozpaczliwie mało, że nie musieli długo się zastanawiać. Potrzebowali zmian, a każda dobra nowina jest jak balsam na rany dla ludzi wyczekujących światełka w tunelu. I gdy grupa już się zawiązała – rozpoczęło się wędrowne nauczanie. 

I to właśnie było niezwykłe.

Tamtejszy świat obfitował w ogromną ilość proroków, magów, osób, które doznały objawienia. Ale nie było do tej pory nauczania połączonego z uzdrawianiem i niewątpliwą charyzmą jaką posiadał trzydziestoletni chłopak, nie znany jeszcze szerszej społeczności. Jego podejście do ludzi wykluczonych już stawiało go w gronie wyjątkowych postaci – nie wstydził się podać ręki żebrakowi, porozmawiać z kobietą czy obmyć nóg swoim uczniom. Stawiał na równi kobietę, a nawet ją wyróżnił gdyż niezależnie od relacji jakie go łączyły z Marią Magdaleną – zawsze przy nim była jako nieodłączny towarzysz i powiernik.

I pewnie byłby happy end w tej historii gdyby nie weszła w to polityka. Czas Paschy, czas pielgrzymek do Jerozolimy, wejście do miasta za odpłatnością mimo tego, że pielgrzymi i tak niewiele grosza przy sobie mieli. Kajfasz i gubernator prowincji - Piłat liczyli się z konfrontacją. Nie dlatego, że w gronie pielgrzymów był Jezus ze swoimi wyznawcami, ale dlatego, że miała się tam spotkać religia, władza i bieda w jednym miejscu.

Konfrontacja nieunikniona. Do tego doszła gwałtowna reakcja Jezusa na wydarzenia, które miały miejsce w świątyni i wyrzucenie stamtąd handlujących i kupujących. To w tych dniach Jezus powiedział Kajfaszowi, że jest synem Boga, ale nie to było powodem skazania. W końcu na każdym rogu stał wtedy jakiś mesjasz i ogłaszał nadejście innego mesjasza.

Ukrzyżowanie Jezusa było publicznym upokorzeniem i miało zastraszyć coraz bardziej niechętną władzy ludność. Cierpienia i bestialstwo przy krzyżowaniu było najbardziej barbarzyńskim przekazem jaki dawało imperium podbitemu narodowi: wyjątkowy człowiek otrzyma wyjątkową śmierć. Wszak zwyczajowo przywiązywali tylko do krzyży – Jego przybili, nakładając koronę zrobioną z cierni na głowę, a nad nią przybijając tabliczkę z napisem „Oto król”.

Ale w tej historii zdarzyło się coś co i tak w przekazach ruszyło bryłę z posad świata. Józef z Arymatei poprosił Piłata o ciało Jezusa, by móc je złożyć w osobne miejsce do czasu, gdy zgodnie z prawem żydowskim zostanie ono pochowane w tradycyjnym obrządku. 

Tak też się stało. Ale trzy dni później ciała już nie było. Za to Jezus ukazał się Marii Magdalenie dając jej, poprzez to zdarzenie, centralne miejsce w późniejszych Ewangeliach. Był to pierwszy świadek zmartwychwstania. I była to kobieta. Apostoł wszystkich Apostołów aż do trzeciego wieku naszej ery.

Potem ponownie weszła w tą historię polityka. W chwili gdy Konstantyn ogłosił się pierwszym chrześcijańskim cesarzem – historia Jezusa, jego życie i nauki, stały się narzędziem władzy.

Na co on nie miał już żadnego wpływu.

Pewnie nikt w tamtych czasach nawet przez moment nie pomyślał, że ten wygadany dzieciak ze świątyni czy chłopak chodzący od wsi do wsi stanie się kamieniem węgielnym nowego porządku świata. Że jego nauki przetrwają dwa tysiąclecia a jego poświęcenie i śmierć będzie codziennie czczone poprzez Eucharystię. Że tak ten świat się zorganizuje, że wyznaczy dzień jego narodzin jako najważniejsze święto, które obchodzą wszyscy dzisiejsi wyznawcy jego nauk, niezależnie od tego czy bliżej czy też dalej związani są z instytucją, która te nauki czasami mieczem utrwalała.

I nie ma znaczenia czy urodził się cztery lata wcześniej czy później od roku zerowego ponieważ i tak wiemy, że daty z tamtych czasów są tak samo umowne jak i to czy leżał w żłobie czy nie, z osiołkami czy też bez.

Bo w tym wszystkim najważniejsze jest to, że narodził się, był wśród nas i jego śmierć nie poszła w zapomnienie. 

Radosnych i Spokojnych Świąt :)



Więcej:    Salon24    Latte24  TokFm








.

21.12.12


Tak więc żarty moi kochani się skończyły. Zazwyczaj to w Wigilię albo w Sylwestra robimy rachunek sumienia i zależnie od stopnia szczerości z samym sobą, ustalamy -oko w oko- co przeskrobaliśmy, kto co przeskrobał wobec nas, jaki był nasz udział w tym przeskrobaniu i jak chcemy to zmienić, jeżeli w ogóle chcemy. Kto wyleciał z naszego życia z hukiem, a kto poszedł sobie sam. I czy jesteśmy w związku z tym szczęśliwsi czy też nie.

Ale w tym roku nie musimy czekać aż do 24 grudnia czy też do 1 stycznia. W tym roku, przy odrobinie wyobraźni możemy rozprawić się z naszym życiem już dzisiaj.

Załóżmy, że jutro nigdy nie nadejdzie. Że tomorrow never come. Że morgen kommen nie. Że wiemy to na 100% i że jakimś cudem zdecydowaliśmy, że jednak nie zabijemy z tego powodu sąsiada ani nie obrabujemy pobliskiego sklepu.

Jak wyglądałby nasz ostatni dzień?

Mogłoby się okazać, że wobec braku obowiązków zaczęlibyśmy się potwornie nudzić i samo wyczekiwanie by nas zabiło? A może okazałoby się, że gdyby nie dotychczasowy bat nad głową pod postacią konieczności pracowania i opłacania rachunków – gdyby nie ten banał – to tak naprawdę nie wiemy czego tak naprawdę chcemy i co chcielibyśmy robić gdybyśmy nie musieli nic robić?

A może by się okazało, że jednak doznalibyśmy pomieszania zmysłów i zaczęli robić to co robią ludzie w ostatnich chwilach wobec nadciagającej katastrofy? Zachowywalibyśmy się jak szaleńcy kradnąc ze sklepów lodówki, pralki, telewizory choć tylko Bóg jeden wie po co.

Może robilibyśmy to tylko po to by czas szybciej płynął bo czekanie na śmierć jest przecież najgorsze..

Jak wyglądałby Wasz czwartek na kilkanaście godzin przed końcem świata?



A teraz pomyślcie, że piątek 22.12.12 jednak nadszedł. Nie zmył Ziemi z powierzchni ziemi ani nie wyciął rodu ludzkiego do ostatniego korzenia. Dostaliśmy nową szansę, nowe życie i zaczynamy od nowa.

Czy pamiętalibyśmy o czwartkowych rozterkach i rachunkach sumienia? Czy pomyślelibyśmy: ok, od teraz będzie inaczej, lepiej i przyjaźniej dla wszystkich?

Jak wyglądałaby sobota the day after?
________

Oczywiście na Ziemię nic nie spadnie. Oczywiście Pan Bóg wie, że są różne strefy czasowe na planecie i trudno pacnąć tego samego dnia we wszystkich - tak się Ziemianie zabezpieczyli przed ewentualnym srogim spojrzeniem Stwórcy.

Oczywiście na wszelki wypadek teleskopy skierowane są w niebo i możemy popatrzeć wraz z astronomami na wszystko co przelatuje obok Ziemi i przynajmniej wyobrazić sobie co by był gdyby.. Oczywiście to nie pierwszy i nie ostatni „koniec świata” jaki może nadejść. Kiedyś i tak nadejdzie ponieważ nic nie trwa wiecznie i zawsze nadchodzi kres.

A my jesteśmy tego żywym dowodem i codziennie się o tym przekonujemy.

Więc może warto zastanowić się jutro „co by było gdyby..”. Może nas olśni, może dotrze do naszej świadomości, że życie jest największym darem i cudem. I warto je przeżyć dobrze. Po to by kiedyś,  w ostatnim dniu, nie bać się i nie żałować, że „wszystko przecież mogło być inaczej..”

I tego olśnienia Wam życzę na 21.12.12.



więcej: Salon24 Latte24



Transmisja live slooh.com

Widoki z różnych miejsc na świecie earthcam.com (wystarczy wybrać miejsce i patrzeć)







.

I tak wygląda jak ziemniak..


Ziemia jest okrągła. Wszyscy to dzisiaj wiemy, choć podobno są tacy, którzy twierdzą, że jest płaska. 

Kiedyś o okrągłość Ziemi toczyła się walka na stosy i płomienie. Także kiedyś, mimo tego, że brakowało już chętnych na stos – ci, którzy kwestionowali okrągłość naszej planety, nagle dali sobie spokój z obstawaniem przy swoim.

Dlaczego?

Tak serio, to niewielu z nas to wie. Wszak Koperników było pełno co krok,  ale chętnych do zachwycania się wiedzą o zmianie kształtu Ziemi - niewielu. Ale mimo to, ustalono, że okey - teraz mówimy, że Ziemia to kulka, a tych ze stosu zrehabilitujemy pośmiertnie.

Więc co teraz będzie gdy ja wam powiem, że Ziemia wcale nie jest okrągła?

Powiecie: wielkie halo bo nie jest, raczej przypomina dobrze pacniętą kulkę.

A jeżeli się uprę i powiem, że Ziemia wygląda jak ziemniak?  

To racjonaliści przygotują dla mnie stos. Ale ja na nim nie polegnę.
__________

Gdybyśmy popatrzyli na Ziemię nie jak na niebieską kulkę z elementami zielonymi, tak jak przedstawia to NASA, tylko jak na kulkę targaną zmianami pola grawitacyjnego – to właśnie w tej perspektywie nasza planeta przypomina ziemniak. "Ziemniak poczdamskiej grawitacji" - bo tak uroczą nazwę dostały pierwsze geoidy Ziemi będące pionierskimi ujęciami planety z punktu widzenia grawitacji. 



Dlaczego wyszedł ziemniak?

Modelowanie obrazu pola grawitacyjnego Ziemi dokonywane jest poprzez sezonowe wahania bilansu wodnego na kontynentach lub też poprzez pomiary topniejących lodowców na wskutek zmian klimatycznych. Ale przede wszystkim pomiary te, dzięki satelitom dokonywane są także w niedostępnych i trudnych do badania obszarach Ziemi: w Afryce Środkowej, w Himalajach czy też w bezmiarze czeluści oceanów. Im  bardziej żółto i czerwono tym większe oddziaływanie sił grawitacji, a im bardziej niebiesko - tym mniejsze. Oznacza to, że dwa statki cumujące w okolicach Antarktydy i Indii leżą na różnych poziomach mimo tego, że oba znajdują się na powierzchni oceanu.



Pomiarami zajmują się satelity LAGEOS, GRACE i GOCE, przy czym ostatnio, najgłośniej zrobiło się o satelicie GOCE.

O ile GRACE zakończy swoją misję w 2015 roku, tak GOCE zgodnie z harmonogramem już zakończyła. Ponieważ jednak satelita dysponuje sporym zapasem paliwa, postanowiono obniżyć jej orbitę i w ten sposób uzyskać jeszcze dokładniejsze pomiary Ziemi oraz zdjęcia o wyższej rozdzielczości. GOCE z każdym dniem jest około 300 metrów bliżej Ziemi i w lutym osiągnie orbitę 235 km.

Pod koniec listopada 2012 roku, dane, które dostarczyła Satelita GOCE pozwoliły opracować najdokładniejszą z dokładnych map grawitacyjnych Ziemi. Gdy porównamy "Ziemniaka poczdamskiego" z jego dzisiejszym odpowiednikiem, widzimy, że pole grawitacyjne Ziemi to nie jest coś co może gwarantować nam spokój i beztroską przyszłość.

fot.ESA

Dane z GOCE są przydatne nie tylko do mapowania pola grawitacyjnego Ziemi, ale także dla geologów, klimatologów, firm naftowych czy jednostek rządowych. Dzięki pomiarom GOCE wiemy co się dzieje pod powierzchnią Ziemi, jak wygląda podziemny ruch lawy i jakie są zmiany w klimacie. Precyzyjny model geoidy jest niezbędny do pomiarów zmian poziomu morza, lądów i dynamiki topnienia lodowców. Pozwala zrozumieć zmiany w polu grawitacyjnym i zrozumieć istotę tego co dzieje się we wnętrzu ziemi: fizyki i dynamiki związanej z działalnością wulkaniczną i nadchodzących trzęsień ziemi.

I pozwala także zrozumieć, że Ziemia wcale nie musi być okrągła :)

A wracając do tamtych lat osmolonych paleniskami w walce o kształt planety. Może każda z walczących stron miała rację? Wszak wszystko zależy tylko od punktu odniesienia.

Dzisiaj wiemy, że to nie Ziemia, ale Wszechświat jest płaski. A skoro kiedyś całym Wszechświatem była Ziemia.. ja ponad miesiąc temu stałam w miejscu, które kilkaset lat temu nazywano "Końcem Świata". Dalej był już tylko płaski, bezkresny ocean.

Trudno było przecież ze skrawków wiedzy pozostawionej przez naszych poprzedników zlepić całość organizacji Universu, do którego nawet teraz nie dotarliśmy. A ponieważ była to wiedza, którą posiedliśmy od mądrzejszych od nas - być może dlatego tak kurczowo broniona była przez jej strażników jako jedynie słuszna?

A przecież mogła być tylko źle zinterpretowana. Bo co do jednego zwaśnione strony się zgadzały: coś się kręciło wokół czegoś :)







Zdjęcia "Poczdamskiego ziemniaka" zrobionego na przestrzeni lat 1995 - 2011 znajdziecie pod tym linkiem

<--- kliknij w obrazek

Najnowszy film pokazujący kształt Ziemi - niestety bez podkładu muzycznego. ESA dostarcza "suchych" animacji :(

<--- Kliknij w obrazek
.



Obejrzyj filmy -->  YOU TUBE

Więcej -->  Salon24















.

A co, jeśli komputer stanie się człowiekiem?


Gdy byłam dzieckiem w telewizji widziałam film. Coś na temat robotów, które zyskały wrażliwość w trakcie obcowania z ludźmi. Wtedy ani przez chwilę nikt nie myślał o tym, że na każdym biurku będzie stała mała skrzynka, z którą można połączyć się ze światem, a już na pewno skrzynka wielkości dłoni, dzięki której świat będzie pod naszą kontrolą. Więc i robot, który był tylko zimnym obiektem stworzonym do wykonywania poleceń, nie mógł – także wśród poważnie myślących i racjonalnych naukowców - zyskać coś więcej niż tylko splot połączeń elektrycznych użytecznych dla człowieka.

Ale tak to już jest, że w konkurencji "wiara – niewiara" wygrywa wiara więc z czasem i kategoryczne stwierdzenia niektórych naukowców zostały zmodyfikowane, a nauka tak popędziła do przodu, że nawet najbardziej racjonalni naukowcy musieli zacząć szukać wytłumaczenia na pojawiające się coraz to nowe i trudniejsze pytania. Sam Dawkins na wszelki wypadek oświadczył, że nigdy nie był ateistą, a inteligentne życie na Ziemię przyszło z gwiazd.

A nie z ryby.

Ten długi wstęp jest nawiązaniem do tematu komputerów (robotów), które w niedalekiej przyszłości staną się komputerami biologicznymi czyli - w największym skrócie – zaczną żyć w znaczeniu życia innego niż tylko podłączenia do kontaktu czy baterii.



Jak wiemy, elementy komputerów są wykonane z krzemu. Jednak kilka miesięcy temu w mediach pojawiła się informacja, że wąska grupa naukowców pracuje nad rozbudową komputerów o komórki zwierząt i innych organizmów żywych. Eksperymenty, które naukowcy przeprowadzają lub zamierzają przeprowadzić nie są już czysto teoretyczne. Pierwszymi królikami doświadczalnymi były kraby i pleśnie. Obecnie swoje kilka minut pionierskich doświadczeń ma bakteria, która żyje w stawach i jeziorach, która nie potrzebuje zbyt dużo tlenu i.. która żywi się żelazem wytwarzając kryształki magnetytu.

Bakterie wytwarzające magnetyt potrafią precyzyjnie przemieszczać się i orientować w terenie. Mogą, kierując się liniami pola magnetycznego Ziemi znaleźć tereny z niezbędnym natężeniem  tlenu.  Wytwarzając własne pole magnetyczne nie dość, że działają jak kompas, to jeszcze wytwarzają pole podobne do tego jakie funkcjonuje w komputerowych dyskach twardych.

I co najważniejsze, wytwarzane cząstki magnetyczne są tak małe, że ich samodzielne stworzenie przez człowieka wykracza poza możliwości współczesnej technologii.

Ponieważ części do komputerów stają się coraz mniejsze – powoli dochodzimy do ściany. Do granicy, w której niemożliwe będzie  dalsze produkowanie komponentów bez znalezienia nowej technologii. Tutaj do głosu doszła ludzka ciekawość i otwartość na eksperymenty. Naukowcy z dwóch uniwersytetów skopiowali "patent natury" jakim jest wspomniany już proces przerobu żelaza na magnetyt przez bakterie Magnetospirillum magneticum i już bez ich pomocy hodują materiały magnetyczne.

Czyli inaczej nanomagnesy.



Stworzyli także nanorurki z błon sztucznych komórek, ale z udziałem ludzkiego białka, które w przyszłości posłużą jako przewody elektryczne do przekazywania informacji. Podobnie jak robią to komórki w naszym organizmie.

Droga wprawdzie jest jeszcze daleka, ale niemożliwe znowu staje się możliwe. I nie piszę w tym miejscu o komputerach mieszczących się w okularach czy komputerach małych i lekkich jak piórko.

Zastanawiam się do jakiego stopnia obecność żywych organizmów we wnętrzu maszyny może wpłynąć na jego funkcjonowanie.

Weźmy na przykład pleśń - śluzowca Physarum polycephalum, który został wykorzystany do eksperymentów przez prof. Andrew Adamatzky i prof. Selim Akla. Zrobili oni mapy kilku państw wraz z najważniejszymi miastami i prowadzącymi do nich autostradami.  W stolicy każdego państwa posadzili śluzowca zaś w kolejnych miastach ułożyli płatki owsiane. Chcieli w ten sposób sprawdzić czy natura potrafi sama dokonywać obliczeń, jak najszybciej dotrzeć do przedmiotu pożądania.

W tym wypadku do strawy.

Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Zachęcony płatkami śluzowiec, by do nich dotrzeć wytwarzał cienkie rurki, które w końcowym efekcie zdublowały sieć wyrysowanych autostrad. Śluzowiec jest zaskakująco dobry w znalezieniu najbardziej efektywnej trasy do żywności, mimo tego, że ten jednokomórkowy organizm nie ma mózgu czy centralnego układu nerwowego.

A jednak potrafi „liczyć” i „żyć”.

 

Stworzenie biokomputera opartego na żywych organizmach na pewno będzie miało szerokie i praktyczne zastosowanie. Wyobraźmy sobie obliczenia w trudnych warunkach, tam gdzie standardowe komputery mogłyby ulec uszkodzeniu. Tam gdzie będzie mróz czy ekstremalnie wysoka temperatura. Woda czy zastygłe suche powietrze.

Krzemowe czipy mogą się rozpaść lub ulec zniszczeniu. Biokomputer oparty na formach życia, które potrafią się przystosować i przetrwać najtrudniejsze warunki – jest fantastyczną perspektywą.

Prawda, że jest to różowa przyszłość?

Tylko co się stanie, gdy my ekstremalnych warunków nie przetrwamy i zostaną tylko biokomputery z formami życia w swoim wnętrzu?

Jaką drogę wyznaczy im ewolucja?




Obejrzyj filmy na  You Tube

Zobacz dyskusję:  Salon24

Podobny artykuł:   A co jeśli Bóg jest człowiekiem?






.

Mikrokosmos


Ziemia widziana z Kosmosu kojarzy się z malarstwem impresjonistów. Zaś Kosmos widziany z Ziemi to.. na pewno gwiazdy i piękne widoki na ramię Milky Way. Tak przynajmniej podpowiada pierwsze skojarzenie.

Ale pisząc te słowa myślę o Kosmosie żyjącym swoim własnym życiem tu – na Ziemi. Kosmosie niewidoczny dla naszego oka i w zasadzie dla nas – olbrzymów gigantów - kosmos mało znaczący. Codziennie przypadkiem rozdeptywany butem, rozjechany kolami samochodu, rozchlapany przez kota ścigającego po sadzawce motyla.

Mikrokosmos.

To świat, o którym wspominali już starożytni Grecy. Zminimalizowana forma wersji Makro. Jak niekończące się lustro w lustrze czy rosyjska babuszka w babuszce. Świat tak samo piękny jak nasz, tak samo tajemniczy i jeszcze nie całkiem poznawalny podobnie jak Wielki Universe.




Świat ten zobaczymy tylko przy udziale specjalistycznego sprzętu. I o ile makrokosmos obejrzymy korzystając z ogromnych teleskopów tak mikro – przy udziale mikroskopów.

Co tam się dzieje? Jakie zachodzą tam zmiany, które w skali czasu, dla nas są tylko mrugnięciem powieki a tam jest to życie całych generacji?

Liderem pokazów piękna i złożoności życia widzianego w mikroskopie jest firma Nikon, która od prawie 40 lat, nagradza najlepsze na świecie photo-micro-grafiki w ramach projektu Nikon Small World. Projekt ten ma niezwykle ważny  wkład w nauki przyrodnicze i bio-badawcze. Także wkład w inżynierię genetyczną, ale przede wszystkim udostępnia zwykłym śmiertelnikom obraz świata, którego nie mają żadnych możliwości poznać samodzielnie.

   http://www.olympusbioscapes.com/gallery/2011/hm23.html   

   

Ile z tego da się przetłumaczyć na prosty język – nie jest już ważne. Najważniejsze jest to, że możemy dostrzec i poznać jak piękny jest cud życia na każdym etapie jego powstawania. Jak połączony jest ze sobą łańcuch organicznych powiązań i wzajemnych zależności, którego efektem - prawie końcowym - jest to co widzimy przez teleskopy. „Prawie” ponieważ nie wiemy jeszcze gdzie i czy w ogóle są granice Mikro i Makrokosmosu.

Jeszcze do niedawna największym sukcesem mikrofotografii było powiększone i wyraźne zdjęcie robaka, oko pająka, kleszcze żuka czy paszcza muchy. Dzisiaj aparat fotograficzny sięga głębiej, możemy obejrzeć płatek śniegu z wyszczególnioną każdą wypustką, możemy sięgnąć aż do zarodka i pokazać co dzieje się wewnątrz w trakcie kształtowania się nowego życia.

O ile Nikon Small World ograniczał się tylko do konkursu mikrofotografii - tak w miarę rozwoju narzędzi i technik badawczych, stworzono jego odmianę pod nazwą Nikon Small World in Motion, który pokazuje nam te same zjawiska i obiekty, ale w ruchu. Przyznacie na pewno, że o wiele bardziej sugestywne od zdjęcia serca jest film pokazujący bijące serce - jak na przykład serce kilkudziesięciogodzinnego pisklaka poniżej.




Już starożytni filozofowie mówili, że wszystko jest ze sobą połączone. Mikro jest lustrzanym odbiciem relacji zachodzących w skali makro. I na odwrót: każde zdarzenie w skali makro ma swój odpowiednik w skali mikro.

To skomplikowana sieć wzajemnych powiązań, sieć mniejszych i większych światów. Zawsze takich samych. Światów, które gdy na nie popatrzymy niczym nie różnią się od siebie w swoich podstawowych zasadach istnienia.

W tym strumieniu, gdzieś na linii zdarzeń znajduje się człowiek ze swoim własnym światem, ale stworzony na wzór i podobieństwo wszystkiego co go otacza.

Ale o tym następnym razem :)




Zdjęcia pochodzą ze strony Olympus Bio Scapes, na której znajdują się także mikrofotografie i video finalistów z poprzednich lat.

Wszystkie galerie Nikon Small World (kliknij tutaj) oraz cała gama możliwości technicznych jakimi dysponują fotograficy (kliknij tutaj). Ponadto na stronie tej znajduje się uzeum - warto przypomnieć sobie czym dysponowali naukowcy na przestrzeni lat :)

Obejrzyj filmy na ten temat --->> You Tube

Dyskusja Salon 24


Na koniec urocze wrotki z australijskiego stawu ;)












.

Kosmiczni malarze


Działający od 1972 roku program Landsat od 40 lat dostarcza zdjęć i danych, które są wykorzystywane przez naukowców i specjalistów z różnych dziedzin nauki. Przez te 40 lat dokonały się wielkie zmiany na powierzchni naszej planety związane z użytkowaniem gruntów i zasobów naturalnych. Zmiany na lepsze i gorsze. Zmiany pokazujące jak głęboko w naturę sięgnęła nasza cywilizacja i jak głęboko ingeruje w środowisko, w którym egzystuje. Mimo dowodów na postępującą degradację naszej planety i fakt, że powoli zbliżamy się do nieuchronnego końca, to jednak w tym pesymizmie pojawiły się prawdziwe perły.

Wiele z ponad 3 milionów fotografii powstałych w ramach programu Landsat, oprócz informacji stricte naukowych, dostarczyło także wrażeń natury estetycznej. Piękne widoki gór, dolin, lasów, gospodarstw rolnych czy terenów wodnych.

(kliknij w obrazek)


Z okazji 40-lecia istnienia projektu, NASA poprosiła o wybranie pięciu najpiękniejszych ujęć Ziemi z Kosmosu. Ujęć, które bez zastanawiania się, można oprawić w ramy i powiesić na ścianie. Ujęć, które pokazują, że malarstwo to nie tylko pędzel w dłoniach człowieka, ale także pędzel w dłoniach..

No właśnie..

Kogo? Czego? Jakiej siły?







Do piątki zwycięzców zaliczono: widok na przypominające czaszki Jezioro Eyrie w Australii, cięte wiatrem ruchome piaski w Algierii, dorzecze Missisipi, deltę Yukonu i fitoplankton w Gotlandii.




W czasie kilku dni, gdy uwaga całego świata zwrócona była oczami, emocjami i całym swoim sercem na Marsa i Curiosity - dwaj astrofizycy NASA patrzyli w zupełnie innym kierunku. 

Patrzyli na Słońce i jego szaleńcze tańce.  

Satelita Solar Dynamic Observatory, który podobnie jak Landsat dostarcza obrazów non stop – tym razem Słońca, pokazał nam także, że wspomniany już tajemniczy kosmiczny malarz nie zajmuje się tylko malowaniem  i upiększaniem Ziemi.

O ile zdjęcia zdobyte dzięki SDO pomagają astrofizykom w znalezieniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego korona Słońca jest tak gorąca (powierzchnia Słońca to tylko 6 tys. stopni Kelvina – korona od powyżej miliona) to dla przeciętnego śmiertelnika najważniejszy jest uzyskany obraz - utworzony dzięki zestawieniu panujących różnic temperatur w koronie słonecznej. 

A obraz ten to prawie Van Gogh :)




I możemy zapytać teraz pół żartem/pół serio: skąd Van Gogh czerpał swoją inspirację lub kto go natchnął do zastosowania techniki malarstwa,której efekt jest tak bardzo zbliżony do malarstwa natury i kosmicznej sztuki? 

Dla przypomnienia zapraszam go Galerii Vincenta van Gogh w ramach Google Art Project :)

(kliknij w obrazek)






Zdjęcia w artykule pochodzą ze strony:  U.S. Geological Survey  oraz   KQED QUEST

Wszystko na temat metody jaką zrobiono artystyczne zdjęcia Słońca znajdują się na stronie Cornell University   ArXiv  (zdjęcia wraz z parametrami znajdują się na samym dole)

Mapa zdjęć Landsat z oflagowanymi miejscami dla ułatwienia poszukiwań:
(kliknij w obrazek)


Obejrzyj filmy na ten temat --->> You Tube






.

Dogonowie


Tak naprawdę nie wiemy skąd się pojawili. W zasadzie nie wiemy o ich pochodzeniu nic oprócz tego, że zostali odkryci w połowie ubiegłego wieku przez francuskiego antropologa. Wiemy za to, że wtedy wiedzieli więcej o Kosmosie niż my i znali obiekty, które my cywilizowani i nowocześni ludzie mieliśmy odkryć dopiero długo długo później.

Dogonowie.

Twierdzą, że pochodzą z Syriusza i są spadkobiercami pierwszych ludzi na Ziemi. W swoich obrzędach i tańcach zataczają koła podobne do ruchu Syriusza A i Syriusza B. Tego ostatniego my znamy od niedawna, a oni mają usadowionego na rytualnej masce od setek lat i nią także zataczają koła. Dogonowie mają jeszcze jedną kosmiczną niespodziankę dla naukowców: mianowicie twierdzą, że istnieje Syriusz C. Tego jednak naukowcy jeszcze nie odkryli więc spokojnie wkładają ich opowieść między bajki.

Naukowcy znani są z tego, że gdy nie znają odpowiedzi na jakieś pytanie to dopasowują pytanie do znanej rzeczywistości. Dlatego by rozwiązać zagadkę ogromnej wiedzy astronomicznej plemienia ukuli teorię, że wszystko co na wpół nadzy Afrykańczycy wiedzą, pochodzi od misjonarzy i naukowców odwiedzających ich tereny. Choć już żaden z nich nie napomknął o czarnej historii murzyńskich plemion, które trafiały na polujących białasów. Te dramatyczne spotkania nie były po to by klarować im układ planet na niebie, ale po to by dostarczyć siłę roboczą na amerykańskie plantacje bawełny.

Tak czy inaczej Dogonowie są wielką tajemnicą podobnie jak i historia starożytna starej Afryki. Zdobytą wiedzę od istot z Syriusza, Dogoni przekazują z pokolenia na pokolenie: mówi ona o tym jak powstała Ziemia, kto ją stworzył, jej miejsce w Układzie Słonecznym, o księżycach Jowisza, pierścieniach Saturna, Drodze Mlecznej i zasadach odzwierciedlenia.

Gdybyśmy posłuchali dogońskich historii okazałoby się, że ich obrzędy są bardzo blisko związane z kosmicznymi prawami. O ile człowiek rodzi się z podwójną duszą i dopiero aktem obrzezania uzyskuje się określoną płeć - tak obrządku tego dokonuje się co sześć lat (cykl zaburzeń przy krążeniu Syriusza B wokół Syriusza A) i kończy się czasem pobierania nauki o tym co Dogon musi wiedzieć by móc w przyszłości przekazać dalej.

Według Dogonów świat jest jeden – nie ma podziałów na świat żywych i umarłych – wszystko jest ciągłością i albo jest się wśród żywych albo dostarcza siły żywym.


Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt kosmicznych obrzędów Dogonów. Co 60 lat plemię to obchodzi święto Sigui (początek świata i odnowy kosmosu), które następuje w czasie gdy Syriusz pojawia się między dwoma górskimi szczytami. Jest to także związane z układem orbit Jowisza i Saturna. 

W jednej z wiosek na wielkiej ścianie rozwieszone są przedziwne maski wraz z podobiznami dziwnych zwierząt, istot o owalnych głowach z antenkami na ich szczycie czy obiektów zbliżonych do pojazdów kosmicznych. 

W czasie święta Sigui rzeźbi się kolejną wielką maskę, która służy tylko do jednorazowego do rytuału i tylko po to by później przechowywać ją z należnym szacunkiem. 

Niezależnie od posiadanej wiedzy i dogońskiej wersji jej zdobycia, naukowcy doszli do wniosku, że Dogonowie przybyli z Egiptu i było to około 1500 roku. A wiedzę swoją zaczerpnęli od cywilizacji saharyjskiej, która obecnie nie istnieje a podobno kiedyś była. I to tyle co wiedzą naukowcy.


Mimo tego, że można skłonić się do ich tezy o egipskich korzeniach Dogonów gdyż istnieją zbieżności w pochodzeniu dogońskiego boga Ammy i egipskiego Ozyrysa (oboje pochodzili z gwiazdy znajdującej się obok Syriusza) to i tak nie jest to opinia uznawana przez naukowy świat jako „poważna”.

Dogonów to nie interesuje. Prowadzą niezmiennie takie samo życie od lat, nie tęsknią za cywilizacją i nie zamierzają nic w swoim życiu zmieniać. Wiedzą, że wiedza jaką posiadają jest uniwersalna i może ją posiąść każdy współplemieniec, co już czyni to wyjątkowym. 

Ale niezależnie od teorii uznawanych za wiarygodne czy też nie, Dogoni posiadają jeszcze jedną wiedzę, do której my dopiero teraz, wraz z rozwojem technologii, dochodzimy samodzielnie. Otóż według plemiennych wierzeń wydarzenia kosmiczne są odbiciem wydarzeń ziemskich.  Wszystko co dzieje się na ziemi jest wersją mikro zasad i reakcji zachodzących w kosmosie. Funkcjonowanie natury jest niczym innym jak odbiciem życia w kosmosie. Ruch planet porównywany jest do obiegu krwi. Krwioobieg jest porównywalny do łańcucha powiązań w naturze.

Czy nie przypomina nam to rodzącej się w bólach teorii sieci?

Ale o tym następnym razem :)






Galeria zdjęć z G+ której autorem jest Michel Renaudeau --->> tutaj
                                                         lub na stronie Dogonlobi --->> tutaj

                                                             Obejrzyj filmy na --->> YOU TUBE

                                                           Dyskusja jak zawsze --->> Salon 24


Zdjęcia w artykule pochodzą z wolnych zasobów Wiki.en






.

7 minut strachu

 
Jeszcze do niedawna uważano Marsa tylko za siostrzaną planetę Ziemi i najbardziej prawdopodobną do życia. Późniejsze obserwacje raczej to wykluczyły i mówiono tylko o tym, że życie na Marsie mogło w przeszłości być.

Czas przeszły dokonany.

W 1997 roku stacje telewizyjne na świecie transmitowały moment lądowania sondy kosmicznej Pathfinder, która zapoczątkowała penetrację planety przez "ziemskich szpiegów". Pathfinder leciał na Marsa ponad pół roku, a po wylądowaniu, w ciągu dwóch miesięcy -wraz z łazikiem Sojourner- zrobił kilkanaście tysięcy zdjęć.

Po czym zamilkł.

Jego pionierska podróż otworzyła drzwi do kolejnego poznania całej planety i była początkiem wielkiej międzynarodowej misji. Po latach prób, z lepszym lub gorszym skutkiem, archiwa NASA zapełniały się coraz większą ilością zdjęć i pojawiało się coraz więcej znaków zapytania. Sondy marsjańskie przekazywały obraz  planety jakiego naukowcy raczej się nie spodziewali. 


Oprócz rzucającego się w oczy niesamowitego bałaganu na powierzchni, która usiana była kamieniami i niezidentyfikowanymi resztkami czy to skał czy to innych form, zwróciła uwagę także niesamowita geografia terenu. Mars północny jest płaski i gładki zaś południowy chropowaty i usiany górami. Różnica poziomów pomiędzy obiema półkulami wynosi średnio sześć kilometrów.


Mars ma swoje pustynie, kaniony, kanały rzeźbione przez suchy lód, jaskinie, wulkany i potężne kratery. Największy wulkan ma 26 km i równa się trzem ziemskim Everestom. Biorąc pod uwagę fakt, że Mars jest połowę mniejszy od Ziemi –te wysokości mogą być imponujące.


Największy krater ma ponad dwa tysiące średnicy i dziewięć kilometrów głębokości. Przy takim uderzeniu, jeżeli cokolwiek żyło na Marsie, to nie miało już żadnych szans na przeżycie.

Z drugiej strony, analiza danych z Marsa wskazuje na wysoką zawartość dwutlenku węgla co może być –według naukowców z NASA i INP w Arizonie pozostałością po obecności istot żywych sprzed milionów lat.

Czas przeszły.

Aż nieprawdopodobny w skali czasu naszej wyobraźni.





Mars z Ziemi wydaje się mieć kolor ceglasty, w rzeczywistości jednak jest bardziej beżowo szary. Ostatnie zdjęcia pokazują jednak, że i te barwy nie są do końca prawdziwe. A gdy kolejne sondy dostarczały zdjęć z planety naukowcy coraz śmielej stawiali tezę, że życie na Marsie jest bardzo prawdopodobne.

Czas przyszły niedokonany.

I już pojutrze, 6.08 na Marsie wyląduje najnowszy łazik o słodkiej nazwie MSL Curiosity. Wyląduje on w pobliżu równika gdzie według naukowców znajdują się "dowody na istnienie mokrego czasu w historii planety". Zbada zmiany zachodzące na powierzchni i w atmosferze planety, możliwości życia na planecie w przeszłości i przyszłości. MSL wyposażony jest także urządzenie mierzące poziom radiacji co jest początkiem przygotowań do lotów załogowych na Marsa. Loty te planują nie tylko naukowcy, ale także firmy prywatne, z których największy rozgłos zyskała Mars One.

Na razie jednak byłaby to podróż w jedną stronę.

Przy odrobinie pecha opóźni wszystkie plany właśnie Curiosity, który dzięki niedopracowaniu zboczył z orbity. Jego lądowanie ma filmować obecna na orbicie Marsa sonda Odyssey, jednak jeżeli inżynierowie NASA nie skorygują błędu, na 7 minut Curiosity zniknie z wizji i tak naprawdę może zdarzyć się wtedy wszystko. Te kilka minut NASA nazwała „7 minut strachu” ponieważ utrata łazika nie dość, że przyniesie straty finansowe (2.5 mld $) to jeszcze zawróci naukowców do początku tworzenia misji.

Dlatego 7 minut zadecyduje o wszystkim.

Transmisja rozpocznie się wponiedziałek o godz. 06.30 na stronie ESA. Kto zechce ma możliwość obejrzenia lądowania łazika a zarazem najważniejszej misji naukowej ostatnich lat. Musimy pamiętać, że Curiosity nie poleciał by robić zdjęcia Marsa, ale przede wszystkim znaleźć warunki do życia na Marsie.

I to czyni wielką różnicę.



Uzupełnienie tematu znajduje się na podlinkowanych fragmentach tekstu oraz na stronach HiRISECuriosity Rover Landing on Mars, NASA, NASA Photojornual.





Wersja bez zdjęć, ale z dyskusją -->>Salon24





.

Konstelacje


Patrzysz w niebo i co widzisz?

Małe migające punkty przypadkiem porozrzucane na czarnym aksamicie, które zawsze były-są-będą. Nawet wtedy gdy ciebie już nie będzie. Patrzysz w niebo i zastanawiasz się – jak to możliwe, że cały kosmos jest tak zmyślnie poukładany, że Ziemia wraz z kilkoma innymi planetami krąży wokół Słońca trzymana jakąś magiczną siłą w tej bezkresnej przestrzeni bez dna. A słońce wraz z planetami krąży wokół centrum galaktyki, a galaktyka wraz z całą masą miliardów innych słońc krąży..

I tak dalej.

(kiliknij w obrazek i zachwyć się..)


Tysiące lat temu tacy jak Ty czy ja też patrzyli w niebo i też się dziwili. Może nie tak bardzo jak my ponieważ oni – tysiące lat temu - mieli już  porysowane niebo gwiazdozbiorami. Każdy kawałek nieba był przynależny do określonej konstelacji, a każde skupisko migoczących punkcików w ich oczach wyglądało jak strzelec, wodnik, skorpion, wóz czy smok.

Dlaczego?

Nigdy się tego nie dowiemy. Tak jak nie dowiemy się dlaczego tysiące lat temu ludzie podstawy swojego istnienia wiązali z niebem i gwiazdami. Pewnie nigdy też nie dowiemy się skąd wzięły się historie o walkach bogów na Olimpie, ani dlaczego Zeus przeniósł Plejady właśnie na nieboskłon. Dlaczego Marduk z zabitej Tiamat stworzył Ziemię i Niebo i dlaczego cała historia każdej starożytnych kultur ma swoje korzenie gdzieś w kosmosie.

(kliknij w obrazek i pomyśl..)


Wszystko co działo się w tamtych odległych czasach a co poruszało wyobraźnię zwykłych mieszkańców toczyło się gdzieś na niebie. Dzisiaj nawiązując kontakt z plemionami, nazywanymi przez nas „dzikimi” - ze zdumieniem stwierdzamy, że nie znając matematyki, fizyki i astronomii i tak wiedzą co jest na górze i jakie zagrożenie to coś ze sobą niesie.

Czy przy naszej, bardzo rozwiniętej wyobraźni wpadlibyśmy na pomysł żeby z kilku gwiazd na niebie uformować Oriona, Skorpiona lub inne postaci i na tej podstawie wymyślać historie powstania świata, wymyślać historie, które będą miały wielki wpływ na nasze życie i przetrwają jako mit dla następnych pokoleń?



Chyba nie..

Jaki jest sens opowiadania "wymyślonych" historii następnym generacjom i tworzenie z nich dwa tysiące lat później wymaganej wiedzy w szkołach? Ile znamy mitów ze starożytnej Grecji czy Rzymu a ile bliższych naszemu sercu mitów Słowian?

Można pytać bez końca albo można zapytać czy w tych mitycznych postaciach nie jest ukryta prawdziwa historia naszego istnienia. Z zadziwiającym podobieństwem stare kultury - niezależnie od nazewnictwa jakim operowały - pokazują nam świat, który nawet dzisiaj, po odkodowaniu przez naukowców i dopasowaniu do stanu dzisiejszej wiedzy - znacznie przekraczałby granice naszej wyobraźni.

Możemy wyobrazić sobie katastrofy w kosmosie, ale już trudniej nam będzie zrozumieć kto miałby być świadkiem kolizji dwóch planet dzięki której powstała Ziemia i Księżyc (wspomniany wcześniej mit o Marduku i Tiamiat). Jak wielki, potężny i zaludniony musiałby być Universe, który odnotowałby to zdarzenie jako element historii do dalszego przekazania?

Możemy patrzeć na Oriona i uwierzyć nawet, że kiedyś chciał zabić wszystkie zwierzęta na Ziemi, ale jakaż musiałaby to być siła zdolna do zrobienia czegoś takiego? Z drugiej strony Gaja wysłała coś równie potężnego - Skorpiona, który zażegnał nieszczęście.. Skorpion i Orion zajmują dzisiaj dwie przeciwne strony nieboskłonu, a mimo to w starych przekazach Indian jest wzmianka, że grzmot dochodzący z konstelacji Oriona i tak przyniesie nieszczęście dla Ziemi..

Możemy także zrozumieć, że grecki bóg wysłał siedem sióstr na firmament nieba, ale trochę dziwi, że bóg hebrajski zrobił to samo i oboje zrobili to właśnie z Plejadami. Gdzie Rzym a gdzie Krym? A mimo to bohaterki te same J

I możemy zastanawiać się pytając: skoro stare cywilizacje następowały po sobie albo istniały równolegle nie mając (zgodnie ze stanem dzisiejszej wiedzy) ze sobą kontaktu, to jak mamy wytłumaczyć to zgodne wypatrywanie nieba i dzielenie go na części wraz z określoną historią dla każdej z nich? 
Utworzone gwiazdozbiory i ich nazewnictwo kryją w sobie schemat dzięki któremu można je dzielić na około sześć grup tematycznych i nikt jeszcze nie dotarł do wiedzy dlaczego taki a nie inny porządek panuje na nocnym niebie i dlaczego poszczególne mityczne historie na to niebo trafiły.

A my, w tym konstelacyjnym porządku niczego nawet nie zmieniliśmy przyjmując to co ustalono tysiące lat temu za podstawę naszej wiedzy i naszego poznania.

Trzymając się kurczowo teorii ewolucji założyliśmy, że jesteśmy najbardziej rozwiniętą cywilizacją i najinteligentniejszym dwunożnym gatunkiem choć do tej pory nie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie „kim tak naprawdę jesteśmy”. Ale skąd mamy znać odpowiedź skoro nie wiemy gdzie są nasze korzenie i skąd pochodzimy. Możemy łączyć jedną nicią wszystkie znane nam cywilizacje jakie mieszkały na naszej planecie, ale i tak wiemy, że jest to sztuczna więź nie wynikająca z pokrewieństwa.

Może tylko z okoliczności i przypadków jakie po sobie następowały..

Cdn.


.
                     






.
.
.
.